Translate

poniedziałek, 1 lipca 2013

21 .

Na imprezie było rzeczywiście świetnie.
Kolorowe drinki, dobra muzyka. Już prawie całkowicie zapomniałam o Harry'm i całej nędzy napełniającej mój świat.
Zapomnienie pozwalało mi oddychać, gdy już po prostu nie wytrzymywałam i dusiłam się tym wszystkim.
Gdzieś około północy przesadziłam z Jim'em Beanem, co przegoniło mnie do toalety. Po obu stronach wąskiego korytarza ukrytego przez ciężkie drzwi, były umieszczone dwie łazienki. Na końcu holu był portal obity gwoździami, przez który wychodziło się na zaplecze. Wyciągnęłam z torebki papierosy i wyszłam na zewnątrz. Było chłodno, a ponad dachami wieżowców górowało gwiaździste niebo. Zapaliłam owinięty w papier tytoń i zaciągnęłam się dymem.
Nie wiedziałam, czy to może przez ilość promili we krwi, wydawało mi się, że ktoś uparcie śledzi każdy mój ruch. Jakby był moim cieniem, ale jednocześnie potrafił się idealnie kamuflować.
Gdy skończyłam, postanowiłam wrócić na imprezę. Weszłam ponownie do środka, zatrzaskując metalowe drzwi.
Gdy byłam w połowie korytarza, popatrzyłam przed siebie. Wyjście zagradzał mi jakiś wysoki mężczyzna, który patrzył mi wściekle w oczy. Blado migające lampy ukazywały jego chytry uśmieszek, kryjący się w opuchniętym kąciku ust.- No witaj, piękna.
Zadrżałam. Ten głos należał do Luke'a. Wszędzie poznałabym tą aroganckość zmieszaną z beszczelnością.
- Nie poznajesz mnie, co?- ściągnął z głowy kaptur. Olbrzymi siniak pod okiem, kilka szwów pokrywających brew i strup na dolnej wardze.
- Twój kochaś nieźle mnie urządził.- podszedł bliżej mnie, kulejąc. Rzeczywiście. Harry porządnie obił tę jego wstrętną gębę.
- Ale teraz mam wolną rękę do zrobienia tego samego.- uśmiechnął się, i usłyszałam jak odbezpiecza w kieszeni pistolet.- Zabawimy się mała.
Wzięłam zamach i już miałam dać mu w twarz, aby zyskać odrobinę więcej czasu do ucieczki, ale on zrobił unik i chwycił mój nadgarstek. Usłyszałam chrupnięcie i zalała mnie fala bólu. Odrzucił mnie na podłogę. Chwyciłam pulsującą dłoń i podkurczyłam kolana bliżej klatki piersiowej. Nagle coś mokrego zaczęło drażnić moją skórę. Luke zaśmiał się ochryple i podszedł w moim kierunku. Wyszarpał z moich brązowych pasm gumkę i pociągnął mnie w górę za włosy. Ból wbijał się w moje nerwy z każdym jego gwałtownym dotykiem.
- Nieprzyjemnie, prawda?- udał pobłażliwego. Zagryzłam wargi i spojrzałam ze strachem w jego oczy. W tedy ponownie łzy spłynęły po moich policzkach. Prychnął i ponownie odrzucił mnie na ziemię.
- Nawet nie wiesz jaką przyjemność sprawia mi twój ból.- zaśmiał się.- A co dopiero myśl, jaki Harry w tym momencie jest bezbronny.
- My już nie jesteśmy razem.- burknęłam pod nosem.
- Co?- spytał.- Czy ja dobrze słyszę?
Popatrzyłam na niego spode łba.
- Nawet nie wiesz jaką cudowną niespodziankę sprawiłaś mi tą wiadomością.- wyciągnął z kieszeni pistolet i uniósł go na wysokość mojej twarzy. Zebrałam resztki sił i doczołgałam się w kąt korytarza.
- Wiec jedno.- jego głos gwałtownie spoważniał.- Jestem twoim sędzią, ławą przysięgłych i katem. To już koniec rozprawy, panno Walter. Wyrok został wydany.
Nagle ktoś jak strzała wpadł do budynku. Oszołomiony Luke nie zdążył nawet nacisnąć spustu pistoletu. Nie zachował zimnej krwi i broń wyleciała mu z ręki. Mimo to, była niebezpiecznie blisko niego.
- Ty pierdolona cipo!- mrożące krew w żyłach warknięcie należało do mężczyzny w ciemnym kapturze i czarnej kurtce.- Jeszcze ci mało śladów na tej twojej zasranej mordzie?!
Chłopak, którego mogłam nazwać 'moim wybawcą' przycisnął blondyna do posadzki tak mocno, że na jego nadgarstkach pojawiły się zielonkawe żyły.
Cropp już chciał sięgać po pistolet, ale w porę się opamiętałam po czym drżącą ręką chwyciłam ją i przycisnęłam do swojej piersi
- Zabiję cię.- wysyczał brunet centymetry od jego twarzy.- Zabiję, i nikt nie będzie nawet wiedział co się z tobą stało.
Oczy Luke'a, które jeszcze przed chwilą ciskały pioruny złości, teraz przemieniły się w strach. Bał się. Jak małe dziecko, gdy zgubi się w supermarkecie.
Do pomieszczenia wtargnął chłód nocy i zapach alkoholu. Chłopak górujący nad Cropp'em, spojrzał na mnie wściekle, lecz po chwili jego ciemnozielone oczy nieco się uspokoiły.
- Zabierz ją stąd.- rzucił do mężczyzny stojącego w progu drzwi. Dopiero teraz go zauważyłam.- Nie chcę żeby patrzyła na śmierć drugiej osoby.- ponownie zwrócił się ku zakrwawionej twarzy Luke'a.
- Chodź, Alice.- głos wysokiego mężczyzny, z równo ciemno blond ułożonymi na żelu włosami, jasnoniebieskimi oczami i kilkoma zmarszczkami zwrócił się do mnie, kiedy podawał mi rękę i pomógł wstać.
- Kto to jest?- spytałam słabym głosem, mimowolnie chwytając się ręki chwilę temu poznanego mężczyzny, aby nie upaść.- Kto obronił moje życie?!- ponowiłam pytanie, tym razem bardziej niecierpliwiej, gdy głowa niebieskookiego była zwrócona ku zakratowanym oknom. Na zewnątrz było słychać dźwięk kogutów policyjnych i blask czerwono niebieskich świateł.
- Wytłumaczę ci w drodze.
- Nie.- zaprotestowałam.- Chcę wiedzieć teraz.
- Alice.- ochrypłe warknięcie chłopaka wywołało u mnie ciarki. Zawsze, o każdej porze dnia i nocy byłabym w stanie poznać ten niski ton głosu. W dodatku te powykręcane w różne strony loki. Nie, to było niemożliwe. Przecież...on uciekł.- Słuchaj teraz uważnie.
Wstał i po raz ostatni kopnął w nieruchome ciało Luke'a. Przestraszyłam się, że może Cropp rzeczywiście nie żyje.
- Harry...- wcięłam się cicho.- Czy ja oszalałam?
- Nie.- podszedł do mnie i uśmiechnął się lekko. Chwycił delikatnie za mój podbródek i uniósł go wyżej, bliżej ku swoim pełnym ustom. Gdy je rozwarł, ciepłe powietrze o zapachy alkoholu oplotło mi twarz.
- Pojedziesz teraz z Cobb'em do jego domu na drugim końcu miasta. On się tobą zajmie i opatrzy złamania.
Powiedział to wolno i wyraźnie. Chciał, abym nie panikowała.
- Ale Harry...- przerwał mi. -Wrócę. Obiecuję.
Namiętnie wtopił się w moje usta. Ta chwila zatracenia załagodziła mój ból i głód jego osoby.
- Styles.- pogonił go blondyn.- Nie ma czasu. Oni zaraz tu będą.
- Słuchaj się go.- wskazał podbródkiem na mężczyznę.- Wkrótce się zobaczymy. Przysięgam.
Potrząsnęłam głową i pociągnięta za rękę blondyna, opuściłam miejsce zgonu.
- Wsiadaj.- otworzył mi drzwi do czarnego van'a. Spełniłam posłusznie jego polecenie i zapięłam pas.
Mężczyzna zajął miejsce po stronie kierowcy i czym prędzej ruszył z ciemnego i nieprzyjemnego zaułka.
Trochę się bałam dzielić niewielki dystans z dopiero co chwilę poznanym człowiekiem, w dodatku, że tak na prawdę w ogóle go nie znałam. Ale ufałam Harry'emu i wiedziałam, nie wpakował by mnie do auta z jakimś starym pedofilem.
- Co z....
- Nic mu nie będzie.- refleks blondyna był zaskakujący.
Westchnęłam i spojrzałam w okno.- Ile zapłacił ci za kłamanie?
Prychnął.
- No powiedz. Mniej niż pięćdziesiąt dolarów?
- Jesteśmy wspólnikami. Za takie rzeczy się nie płaci..
Harry nic mi nie wspominał o tym że ma wspólnika.- Jest was więcej?
- A ile mam zapłacić tobie żebyś siedziała cicho?- powiedział po chwili, nie odrywając wzroku od szosy.
Zacięłam wargi i podparłam się o rękę. Resztę drogi przejechaliśmy w milczeniu.
Nawet nie zorientowałam się kiedy zasnęłam znużona strasznymi przeżyciami minionych kilku minut..

*
Ocknęłam się dopiero, gdy Cobb zgasił silnik.- Wysiadka.
Rozwarłam leniwie jedno oko aby ocenić miejsce położenia. Środek lasu a przed nami ogromny dom. Nowoczesna willa rodem prosto ze Zmierzchu. Cullenowie mogliby pozazdrościć.
Blondyn otworzył drzwi po mojej prawej stronie. Chłód nocy wdarł się do środka pojazdu. Mimowolnie przeszedł mnie dreszcz.
- Walter, jestem policjantem i nie zniżę się do poziomu aby nieść cię na rękach, mimo to, że jesteś kobietą.
- Yhym.- ziewnęłam.
- Cholera.- mruknął po chwili, odpinając pas z boku mojego ciała i biorąc mnie sobie na ręce, łokciem zatrzaskując drzwi.
Zimno spowodowało, że mimowolnie wtuliłam się w skórzany płaszcz blondyna.
- Alice.- jęknął z wyrzutem.- Daj spokój.
Puściłam jego uwagę mimo uszu.
Otworzył drzwi do mieszkania i automatycznie ciepło otuliło moje nieczułe na bodźce ciało. Postawił mnie na posadzce i teraz już sama musiałam kontrolować swoje ruchy. Zauważył że nie wychodzi mi to najlepiej, dlatego dla pewności trzymał mnie jedną ręką w talii.
- Jack!- krzyknął.- Jack!
- Co do cholery?!- zaspane warknięcie dobiegło gdzieś z góry schodów.
- Przywiozłem zwłoki.- zerknął na mnie dowcipnie. Humor na żarty jednak go nie opuszczał. Popatrzyłam na niego jak na idiotę.
- Wybacz, ale na serio wyglądasz jak nieboszczyk.
- Dzięki za szczerość.- mruknęłam.
- Kolejne do kolek...- blondyn nieprzytomnie schodzący po schodach wyglądał jak młoda kopia Cobb'a. Najwidoczniej starszy mężczyzna był jego ojcem. Trochę zamurowało go na mój widok.-...cji.
- Nie patrz się tak, tylko weź ją. Uważaj, nie ma czucia w nogach. Młodszy blondyn, złapał mnie w talii i zaczął pocierać dłonią o moje ramię, aby choć trochę mnie rozgrzać.- Co tym razem?- spytał.
- Cropp, jak zwykle.- przewrócił oczami.
- Co z Harry'm?
- Właśnie mam zamiar jechać ratować dupę tej mendzie. Nie możemy pozwolić aby tak dobry tropiciel skończył w pierdlu.
- Luke...
- On nie żyje. Styles zatłukł go na śmierć. Należało się tej gnidzie.
- A co z nią?- wskazał na mnie podbródkiem.
- Ma skręcony nadgarstek, a prócz tego obity tył głowy i nieczułe nerwy u stóp.
Przytaknął.
Cobb chwycił za klamkę i rzucił na odchodne.- Zajmij się nią. Harry zabiłby nas obu, gdyby coś jej się stało. Trzymaj się Alice.- puścił mi oczko i zniknął za ciężkimi drzwiami. Blondyn pozamykał je na cztery spusty i zwrócił się do mnie.- Chyba będę musiał cię naprawić.
- Dasz radę?
Uśmiechnął się.- Już nie takie rzeczy, a raczej ludzi udało mi się poskładać do kupy.
- Wskakuj.- pochylił się przede mną.- Wątpię w to, abyś doczołgała się na górę.
- Też w to wątpię.- mruknęłam i wskoczyłam na jego plecy.
Wszedł po schodach do jednej z sypialni. Była ogromna, lecz jeszcze większe wrażenie wywarła na mnie przezroczysta ściana-okno.
- Wow.- wyrwało mi się, gdy chłopak postawił mnie na ziemi.
- No, a ty się dziwisz, że niby czemu tu przebywają nasi tropiciele, antyterroryści i śledczy.
Podeszłam bliżej okna. Jack zniknął za progiem pokoju. Spojrzałam przed siebie. Ciemność. Głęboka i ciemna, wolna i bezpretensjonalna. Ciemność. W dole biegł strumyk, obijający się o kamienie i błyszczący w świetle pełni księżyca. Widok był cudowny, ale zarazem tajemniczy i przerażający.
- Zapiera dech w piersiach, co?- zadał pytanie tuż nad moim uchem, przez co lekko podskoczyłam, na co on cicho się zaśmiał.
- Tak.
Wskazał ręką na łóżko. Posłusznie usiadłam na nim po turecku.- Która ręka?- spytał.
Wyciągnęłam przed siebie prawą dłoń. Była sina i lekko opuchnięta.
- Ouu.- skrzywił się.- Dobrze że Harry go załatwił. Każdy, nawet idiota wie, że kobiety się szanuje.- popatrzył mi w oczy szarmancko, gdy naciągał białe rękawiczki.
- Najwidoczniej on nie wiedział.
Rozłożył ręcznik na moich kolanach i chwycił za moją rękę.
- Teraz zaboli. Znienawidzisz mnie za to.
- Ee tam.- pokręciłam głową.- Na trzy.
- Raz, dwa, trzy!
Ponownie usłyszałam chrupnięcie i zalała mnie fala bólu. Zagryzłam wargi i zacisnęłam powieki. - Przepraszam.
- W porządku.- przełknęłam głośno ślinę.
- Jestem Jack, Jack Wake. A ten sknerus Cobb, to mój ojciec.
- Jest miły. Na swój sposób.- odpowiedziałam.- Alice Walter.
- Młodszy śledczy na wydziale zabójstw, zgadza się?
Pokiwałam głową.- Harry dużo o tobie opowiadał.
- Serio?- zdziwiłam się.- Na przykład?
- Że na prawdę świetnie pracujesz w policji, że jesteś zadziorna ale też wrażliwa. No i że bardzo lubi twoje piegi.
- Kretyn.- zaśmiałam się.
- Przez te ostatnie dni, kiedy spędzał tu prawie cały czas, chodził jakiś podłamany, w ogóle się nie odzywał, a jak pytaliśmy co się dzieje, mówił że mamy martwić się swoimi sprawami.- opowiadał, gdy smarował moją rękę żelem chłodzącym.- Wiesz coś o tym?
- Chyba aż za dużo.
- W takim razie, ja się nie wtrącam i idę po grzejnik, a ty siedź tu i się nie ruszaj. Maść musi się wchłonąć.
- Okej.
Jack był jasnoniebieskookim blondynem o słodkim uśmiechu. Miał gdzieś może z 20 lat. Byłby dobrym materiałem na przyjaciela. Dobrym? Genialnym.
Wrócił do sypialni i postawił grzejnik na stoliku nocnym, wcześniej podłączając go do kontaktu.
Na tacy miał tabletki, szklankę z wodą i kubek z czymś parującym.
- Popij.- wręczył mi pigułki przeciwbólowe.- Po około dwudziestu minutach powinnaś poczuć minimalną ulgę.
- Dzięki.- połknęłam środki przeciwbólowe i odstawiłam szkło na miejsce.
- Pracujesz dla policji?- spytałam, gdy owijał moją dłoń gazą.
- Szkicuję portrety pamięciowe.
- Jejku.- uśmiechnęłam się lekko.- Niezła fucha.
- Pokazać ci?
- Pewnie.
Podniósł się z łóżka i ponownie opuścił pomieszczenie. Wrócił po chwili z grubym zeszytem.
Wręczył mi go i zaczęłam przeglądać zarysowane kartki, gdy on okładał mi dłoń płatami gipsu.
- Wow.- wyrywało mi się co drugi rysunek.- Jesteś świetny.
- Pospolity.- zarumienił się lekko.
- Och, już nie bądź taki skromny.- uśmiechnęłam się do niego.- Na prawdę masz talent.
- Daj spokój.-  wręczył mi kubek z gorącą czekoladą.- Lubię to co robię, i w jakimś stopniu jest to pomysł na życie.
- Szkicujesz dla przyjemności?
- Cobb dał mi wolną rękę. Ołówek był moim przyjacielem od najmłodszych lat. Uwielbiałem rysować.
- Widzę że dalej tak jest.
Uśmiechnął się lekko po czym spojrzał przez okno.- Harry nie miał w planach wylecenia do Londynu?
- Nie.- powiedział to bez żadnych emocji.- Pewnie jesteś ciekawa, o co poszło w tym całym zamieszaniu.
Potrząsnęłam głową i wzięłam łyk słodkiego płynu.
- Harry chciał cię tym sposobem ochronić.- położył palec na moich ustach, gdy widział że chciałam wrzucić swoje trzy grosze.- Przed Lukiem i resztą mafii. Obawiał się, że pewnego dnia złożą ci wizytę a on nie zdąży na czas cię obronić. Myślał, że jeśli i on opuści kraj, wtedy i oni polecą za nim jak ćmy do światła.
- Czemu tak bardzo zależy im na moim cierpieniu?
- Bo twoja krzywda jest krzywdą Harry'ego. O wiele mocniejszą niż cięcia nożem zadawane na jego ciele.
Milczałam. Starałam poukładać to sobie w miarę logicznie. Jack przerwał moje rozmyślania.
- Alice, nie bądź na niego zła. Wybacz mu. On wie, że źle postąpił. Bardzo tego żałuje. Przez tą obsesję na punkcie twojej ochrony, już myśleliśmy że jest chory z miłości do ciebie.
- Tak myślisz?
- On cię kocha. Nie było minuty, co by o tobie nie myślał lub nawijał. Już James chciał mu podłożyć granat pod poduszkę.
- Może i masz rację.
- Mam. Mimo, że jestem młodym szczeniakiem, poznałem się już trochę na życiu.
Ponownie zapadła cisza między nami. Jego równy oddech i tykanie starego zegara na dole przeszywało głuchą martwicę.
- A teraz dopij kakao i idź spać. Jest druga pięćdziesiąt trzy. Tu masz łazienkę - wskazał palcem na drzwi o kolorze ciepłego brązu. - A tu kilka ubrań Harry'ego. Jeszcze ich nie zabrał. Może dzięki temu szybciej zaśniesz.
- Dzięki Jack.- lekko pocałowałam go w policzek.- Dzięki za wszystko.
- Drobnostka.- machnął ręką, wstając i opierając się o próg drzwi.- Trzeba swoim pomagać. Chociaż w tym przypadku, była to czysta przyjemność.- uśmiechnął się.- Dobranoc.
- Dobranoc.- spuściłam głowę, ukrywając palący rumieniec.
Zgasił światło i zamknął drzwi, zostawiając mnie jedynie z cicho chodzącym grzejnikiem i małą lampką nocną.
Ostrożnie przebrałam się w o wiele za dużą bluzę Harry'ego, która sięgała mi przed kolano.
Poszłam do łazienki i zmyłam z twarzy resztki rozmazanego tuszu i szminki.
Wróciłam do sypialni i położyłam się na ogromnym łóżku, po czym okryłam się kołdrą i odwróciłam się w stronę okna. Księżyc starał się przedrzeć przez gęstą ścianę lasu, co raczej nie wychodziło mu z powodzeniem. Świecił tak blado i samotnie, jak lampy znajdujące się na suficie w korytarzu, gdzie spotkałam się twarzą w twarz z Lukiem.
Nie rozmyślając dłużej nad zdarzeniami minionej nocy, starałam się zagłuszyć ból ręki wsłuchiwaniem się w ciche buczenie grzejnika.
Kilka ziewnięć wystarczyło, aby moje powieki szczelnie się zamknęły, a świadomość opuściła moje ciało na kilka dobrych godzin snu.
(....)

~
Uff, napisałam go jeszcze raz, od początku.
Hah, i chyba wyszedł jeszcze lepiej niż poprzednio ;p
Ale co ja się tam znam. Opinię powierzam w wasze łapki.
Nowy w środę/czwartek.
Love, Julie
xoxo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz