Translate

sobota, 25 maja 2013

9 .

W nocy co rusz gdy się budziłam i miałam nieograniczony zakres ruchów, próbowałam uwolnić się z uścisku metalowej klamry. Zostałam skuta z jakimś cynicznym psychopatą swoimi własnymi kajdankami. No błagam, już chyba gorzej być nie może. A jednak.
Harry non stop wkładał po omacku swoją dłoń pod moją bluzkę lub na uda i pośladki. Nawet kiedy spał był irytujący i arogancki. Starałam się ją z siebie zrzucać, lecz po chwili chłopak dusił mnie w uścisku swoich silnych ramion. Lecz gdy już udawało mi się zasypiać, on zaczynał od nowa. I tak w kółko przez całą noc.
Nawet skrzywiłam moją wsuwkę, gdy próbowałam otworzyć ten przeklęty zamek i usłyszeć długo wyczekiwane 'klik'.

*
Nazajutrz obudził mnie ból ręki. Otworzyłam oczy i rozglądając się dookoła, zorientowałam się że jestem sama. Byłam przypięta do łóżka a na pościeli leżał jedynie skrawek papieru.
"Wyszedłem do sklepu po coś do jedzenia. Wrócę przed 11. Jakbyś zgłodniała, pod poduszką mam owocowe gumy. ;')"
Przeklęłam na niego w duchu, że tak podle mnie wykorzystał. Spryciarz miał kluczyk i sam się uwolnił, tym samym zostawiając mnie na pastwę losu bez picia z opakowaniem owocowych gum. No po prostu świetnie.
Komedię kryminalną napisać.
Zegarek elektryczny stojący na szafce nocnej wskazywał 9. 56. Ponownie próbowałam za wszelką cenę uwolnić się z kajdanek i pójść nawrzeszczeć na tego kretyna.

*
Byłam wściekła a zarazem zmęczona, ponieważ próby uwolnienia się były tylko daremnym nadrywaniem ścięgien. Minęła 12. a tego cwela w dalszym ciągu nie było. Już miałam ochotę pozwać go o molestowanie seksualne.
O 16. zaczęłam tracić cierpliwość. Próbowałam dosięgnąć telefonu leżącego na ziemi, co również okazało się wielkim niewypałem.
Minęła 17. Ktoś wszedł do środka. Słyszałam przekręcany w zamku klucz i ściąganie z siebie kurtki, która powoli spoczęła na podłodze.
- Nie żyjesz ty parszywy, dwulicowy gnoju!- krzyknęłam.- Jak mogłeś mi to zrobić?!
Stanął w progu sypialni, a ponieważ dzień był pochmurny, w środku było dość ciemno. Nie widziałam jego twarzy, którą zasłaniały wzburzone pukle loków.
- Alice, ja...- zaczął słabym głosem.
- Nawet się nie tłumacz. Jesteś skończoną szma.tą!- wrzasnęłam. Mój poziom wściekłości sięgał zenitu.
- Masz mnie rozkuć i to w trybie natychmiastowym!- zaczęłam szarpać się jak jakaś opętana.- Zażądam od Hole'go aby przydzielił mi kogoś innego do tej roboty!
- Spokojnie.- powoli do mnie podszedł, kulejąc.- Daj mi wyjaśnić.- spuścił zrezygnowanie ręce.
W tedy zobaczyłam jego twarz. Miał podbite oko i zakrwawione usta. Nie wspominając już o nieprzytomnym spojrzeniu padającym na mnie.
- Co ci się stało?- spytałam o wiele spokojniej.
- A, to.- dotknął palcem dolnej wargi z której sączyła się krew.- Nieważne.
- Przychodzisz pobity po sześciu godzinach nieobecności od ustalonej godziny. Chyba mam prawo wiedzieć, tym bardziej że przez większą część czasu próbowałam się uwolnić i iść cię szukać.
- Martwiłaś się o mnie?- spytał z niedowierzaniem.- Ale przecież...
- Rozkuj mnie.- ponowiłam prośbę.- Wracam do domu.
- Alice...- jęknął.
- Jeśli nie uwolnisz mnie w przeciągu dziesięciu sekund, pójdę na policję i powiem Crumley'owi żeby wywalił cię z roboty.- popatrzyłam na niego i zacięłam wargi.- Przynosisz hańbę policji.
-Dziesięć...dziewięć...osiem...
Pogrzebał trochę w kieszeni i w ciszy wsadził kluczyk do zamka. Gdy ten kliknął, metalowa klamra opadła bezwładnie na poduszki. Przyciągnęłam do siebie siną dłoń i zaczęłam ją lekko rozmasowywać.
- Idź.- wskazał ręką na wyjście.- Droga wolna.
Zauważyłam że w ciemnościach jego oczy dziwnie błyszczą. Jakby...płakał.
Odepchnęłam się dłońmi od łóżka i zebrałam z ziemi spodnie. Naciągając je, rzuciłam tylko pod jego adresem.
- Szczęścia nie da się kupić.
- Nigdy nie poznałem praktyki słowa 'szczęście'.- powiedział cicho i spojrzał w okno.
- Tym samym nie musiałeś przykuwać mnie do łóżka moimi własnymi kajdankami.- powiedziałam zakładając kurtkę.
- Chciałem cię przy sobie zatrzymać. Mimo, że było to przymuszone, poczułem co to miłość do drugiej osoby.- powiedział gdy już miałam dotykać klamki drzwi wyjściowych.
Moja dłoń zadrżała i odsunęła się. Przełknęłam głośno ślinę i zacisnęłam oczy.
" Alice, nie. Masz uciekać póki możesz. Nie zważaj na wyrzuty sumienia! "
A co, jeśli to prawda? Jeśli jego słowa nie kłamią?
Zrobiłam kilka kroków w tył i zmierzyłam w kierunku kuchni. Poszperałam po szafkach i wyciągnęłam gazik razem z wodą utlenioną. Weszłam do sypialni i zrzuciłam z ramion kurtkę która spadła z szelestem na podłogę. Chłopak spojrzał na mnie lekko zszokowany. Podeszłam do niego i lekko popchnęłam go na łóżko. Od razu zrozumiał mój gest. Usiadłam na jego biodrach okrakiem, rozkładając uda po obu stronach jego ciała. Odgarnął moje włosy z twarzy.
- Czemu to robisz?- spytał gdy namaczałam gazik wodą utlenioną.
Nie odpowiedziałam, tylko przyłożyłam opatrunek do jego rozciętej wargi. Syknął przez zęby. Starałam się robić to trochę delikatniej, co uniemożliwiały mi nerwy, w których ciągle pulsował gniew i złość.
- Rozumiem.- sam sobie odpowiedział.- Masz wyrzuty sumienia i nie chciałaś wyjść na egoistkę.
- Jak ty byś się poczuł?- powiedziała podniesionym głosem.- Gdyby ktoś tak ohydnie cię wykorzystał.
- Przepraszam.- odpowiedział nieśmiało.- Rzeczywiście przesadziłem.
- W porządku.- westchnęłam.- A teraz gadaj kto ci to zrobił.
- Jacyś goście cię obrażali.- mruknął.
- Dwaj blondyni i jeden brunet?- spytałam.
- Znasz ich?
- Brunet, Jack, to mój były.- mruknęłam.- Mści się, że go zostawiłam.
- Czemu tak postąpiłaś?
- Skupiałam się głównie na pracy i tym co robię, a on myślał tylko o jednym.- popatrzyłam na niego znacząco.
- Rozumiem.- odpowiedział.- A reszta?
- To jego pupilki.- odpowiedziałam z obrzydzeniem.- Daugh i Bob. Bracia syjamscy.
Milczał chwilę, po czym ponownie zapytał.
- A co z blizną?
- Nie dasz mi spokoju, prawda?- spytałam opuszczając dłonie na jego tors. Pokręcił przecząco głową i uniósł do góry kącik ust.
Przyłożyłam gazik do jego rozwalonej brwi.
- Jack zaatakował mnie nożem, noc po naszym rozstaniu.- powiedziałam, przypominając sobie zdarzenia z tamtego razu.
Jego źrenice powiększyły się do ogromnych rozmiarów.
- Poszłaś z tym na policję?- spytał.
- Powiedział że jak to zgłoszę, dopiero rozpęta mi z życia piekło.
- Czyli szantaż w najpospolitszej postaci.- mruknął pod nosem.- Dalej nie daje ci spokoju?
- Najwyraźniej.- odpowiedziałam.- Dlatego wróciłeś w takim stanie?
- Chciałem ich przestraszyć.
- I tym samym oberwać w mordę?
- Dla ciebie.- powiedział cicho.- Chciałem cię chronić.
- Nie możesz uchronić mnie przed wszystkim.- odpowiedziałam, zakładając kosmyki jego gęstych loków na lewą stronę.
- Mogę spróbować.- odpowiedział pewnie.

*
- Daj spokój. W poniedziałek się zobaczymy.- powiedziałam, gdy chłopak mocno trzymał mnie za rękę i nie chciał puścić do domu.
- Nie, Alice, ja nie zasnę.- powiedział.
- To zaczekam aż uśniesz.- westchnęłam.- Może być?
- Nie.- jęknął jak małe dziecko, któremu karze się sprzątać, a ono chce oglądać ulubioną bajkę.- Jak znikniesz, będę miał koszmary i ponownie się obudzę.
- Harry, masz dwadzieścia trzy lata. Nie za późno jak na koszmary?
Pokręcił przecząco głową.
- Och, no dobra.- westchnęłam.- Ale tylko dzisiaj.
- Dzięki.- uśmiechnął się.
Pospiesznie przebrałam się w jego koszulkę i zajęłam miejsce koło niego na łóżku.
- Zanuć mi coś.- poprosił.
- Przeginasz Styles.- zaśmiałam się.
- No proszę. Będziesz mieć mnie szybciej z głowy.
- No niech ci będzie. Ale jutro robisz śniadanie.- wycelowałam palcem w jego nos.
- Okej.- uśmiechnął się i ułożył się wygodnie.- Możesz zaczynać.
- Ale nie umiem śpiewać.- powiedziałam cicho.- Miałam nucić.
- Och, nie bądź taka skromna.- uśmiechnął się i puścił mi oko. -Pokaż co potrafisz.
- Sam chciałeś.- zaczęłam okręcać sobie jego loki wokół palców. Już miałam otwierać usta, w tem gdy on musiał dorzucić swoje trzy grosze.
- A mogę się do ciebie przytulić?- spytał.- Twój zapach i ciepło raz, dwa mną zawładną.- popatrzył mi w oczu błagalnie.
- Owca w skórze wilka, patrzcie państwo.- zaśmiałam się.- Okej, ale błagam, nie miażdż mi kręgów.
- Nie martw się, nie mam zamiaru. Nawet nie poczujesz moich zębów na skórze.- zaśmiał się ochryple.
- Mam nadzieję, bo inaczej zarobisz w drugie oko.
- Okej, okej. Dobranoc piękna.- powiedział splatając swoje palce na moim brzuchu, a usta przytwierdzając do szyi.
Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam go usypiać. Chłopaka, który zaraz po Freddy'm Krugerze był najstraszniejszym żyjącym człowiekiem na ziemi. Wszyscy się go bali, chociaż natrafili się tacy którzy umieli się mu sprzeciwić i nie zarobić w twarz. Można powiedzieć że zaliczałam się do tego grona (...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz