Translate

czwartek, 6 czerwca 2013

14 .

- Alice! Alice!- słyszałam jak przez mgłę. Dopiero po chwili rozmazany obraz wyostrzył się i zobaczyłam nad sobą twarz Harry'ego.- Alice, proszę, ocknij się!
Czułam silne szarpnięcia za ramiona. Zaczęłam dławić się i kaszleć wodą znajdującą się w płucach. Gwałtownie nabrałam powietrza i otworzyłam szeroko oczy, rozglądając się dookoła. Leżałam na zimnych kafelkach w łazience a nade mną siedział Harry. Trzymał mnie w ramionach i uważnie przypatrywał mi się z widocznym strachem i grozą. Jego koszulka była cała mokra, nie wspominając o twarzy na której gościły iskrzące się krople. Byłam okryta ręcznikami a z moich włosów kapała woda.
- Straciłaś przytomność.- powiedział ledwo sklejając słowa w zdanie.- Nawet nie wiesz jak się przestraszyłem.
Nie zdążyłam nawet podciągnąć się na łokciach, a chłopak już mnie do siebie przytulał.- Nie strasz mnie tak więcej.- mruknął mi we włosy.
Przełknęłam głośno ślinę.
- Jak się tu znalazłeś?- spytałam.
- Zadzwoniłem, nie odebrałaś. Powtarzałem to chyba dwanaście razy i nic. W końcu postanowiłem przyjść do ciebie i cię ochrzanić, że masz rozładowany telefon. Jak zobaczyłem cię pod powierzchnią wody...ty się nie ruszałaś....wystraszyłem się, że...- jąkał się drżącym głosem.
Martwił się, to było widać.
- Nic mi nie jest.- odpowiedziałam, wstając. Chłopak nie chciał mnie puszczać.- Możesz wracać do siebie.- próbowałam wyswobodzić się z jego uścisku.
- Zwariowałaś?!- skarcił mnie.- Nie ma mowy, zostaję u ciebie.
- Nie musisz. Dalej sama sobie poradzę.- odpowiedziałam.
- Zapomnij.- odgarnął moje pozlepiane włosy z twarzy.- Zaczynam rozważać nad kolejnym skuciu cię kajdankami. Pocałował mnie czule w czoło.
Prychnęłam.- Daj spokój. Wszystko okej.
- Wątpię.- wstał i podał mi rękę.
- Mogę się ubrać?- wskazałam na drzwi.-
Westchnął i przewrócił oczami, wychodząc.
Pospiesznie naciągnęłam wcześniej naszykowane ciuchy i wysuszyłam włosy ręcznikiem. Po kilku minutach wyszłam z łazienki i skierowałam się w stronę kuchni.
Zrobiłam dwa kakaa z bitą śmietaną, czekoladą i piankami. Za oknem było ciemno i dalej padało, dlatego udałam się w stronę salonu. Usiadłam koło Harry'ego na kanapie i wręczyłam mu gorący napój. On okrył mnie polarowym kocem i objął silnym ramieniem.
- Dzięki.- mruknął, uśmiechając się lekko.
W odpowiedzi pocałowałam go tylko w policzek.
- Chyba posłużył ci ten chwilowy brak tlenu i świadomości, co?- zaśmiał się.
Dźgnęłam go chudym palcem w pierś.
- W jakimś stopniu uratowałeś mi życie.- powiedziałam po chwili, spoglądając na jego twarz.- Dziękuję.
Skierował wzrok zielonych oczu na mnie.
- Przestań. To tylko pestka.
- Nie wydaje mi się, bohaterze.- odpowiedziałam, bardziej wtulając się w jego ciepły tors.
- Moja teoria zaczyna się sprawdzać.- mruknął sam do siebie po chwili.
- Co masz na myśli?- od razu zareagowałam.
- Muszę chronić cię przed wszystkim. Dosłownie.
- Och, nie byłabym taka pewna.- powiedziałam ironicznie.- Zrobiłam kakao i dalej żyjemy.
Zaczął pociągać nosem.- Czujesz?
- Co?- poszłam w jego ślady.
- Jakby...gaz.- spojrzał na mnie znacząco.
- No błagam!- jęknęłam i zerwałam się na równe nogi, pędząc do kuchni.

*
Harry co chwila ziewał. Chciałam zrobić coś, aby chociaż trochę mu ulżyć. Główkowałam przez dobre pół godziny, z przerwami na chwilową zajawkę, o co chodzi w serialu.
- Mam pomysł.- powiedziałam jakby sama do siebieotherside, idąc do przedsionka. Pogrzebałam trochę w jego kurtce i wyciągnęłam z niej pistolet razem z...kajdankami. W szafce zwinięty w kłębek leżał sznurek.
- Jaki?- spytał, przecierając oczy.
- Będziesz mógł się przespać.- powiedziałam, wracając koło niego na kanapę.
- Co?!- krzyknął.- Uratowałem ci życie, a ty chcesz mnie wysłać do grobu?!
- Nie, kretynie.- sięgnęłam po jego nadgarstek i zacisnęłam na nim metalową klamrę. Tak samo uczyniłam ze swoją dłonią.
- No, proszę, jednak przekonałem cię do tych kajdanek.- zaśmiał się.
- Nie, nie przekonałeś.- owinęłam mu kilkakrotnie wokół palca sznurek, a jego drugi koniec zacisnęłam w dłoni.- Mówisz przez sen.- zakryłam śmiech.
- Ja...że ja co?!- krzyknął.- Co ja wtedy wygaduję?!
- Bardzo...fajne rzeczy na mój temat.- zaśmiałam się.
- Osz kurna.- zakrył twarz ręką.
- Mniejsza o to. Jeśli nasze widmo chciałoby ci coś zrobić, wystarczy że mi o tym...powiesz. Wtedy ja cię obudzę.- wytłumaczyłam.
- Nie wiem czy to dobry pomysł.- popatrzył mi w oczy niepewnie.
- Do odważnych świat należy.- chwyciłam jego twarz w obie dłonie i przycisnęłam swoje usta do jego. Lekko rozchylił wargi, dając mi większy dostęp do swojego podniebienia. Nie wiem co w tym było, ale te uniesienia podczas pocałunków czy dotykania były niesamowite.
Wcisnęłam mu w rękę pistolet.
- Obyś miała rację.- powiedział, maskując westchnienie i oblizując wargi, kładąc głowę na moich kolanach.
Wplotłam palce w jego miękkie loki i zaczęłam się nimi bawić, lekko oplatając je wokół swoich palców.
To było bardzo niebiezpieczne posunięcie, ale chciałam żeby trochę odpoczął. Ja już swoje zrobiłam.
Come into my world
And singing lalala
Dance around the world
And singing lalala
All the boys and girls
Singing lalala
Dance around the world
La la la la la la '
Nim się zorientowałam, chłopak cicho pochrapywał z lokami miękko wbitymi w moje nogi. Mocniej ścisnęłam sznurek w dłoni i zacięłam wargi.
Zostało mi tylko nasłuchiwanie i czekanie.
Jakby tylko można było pogonić te leniwe wskazówki zegara (....)

Wyświetlacz telefonu wskazywał 7.43, co oznaczało że Harry spał równo trzy godziny. Równo trzy godziny wpatrywałam się w niego jak w obrazek, oczekując na jakikolwiek ruch warg lub mięśni, i równo od trzech godzin modliłam się aby skurcz ścięgien wreszcie ustąpił. Chłopak zaczął coś majaczyć. Na początku słowa nie były dosyć wyraźne, ale teraz słyszałam je doskonale.
- Alice...on tu jest.- jęknął, szarpiąc moją rękę.
Mocniej ścisnęłam sznurek w dłoni.
- Zbliża się...mam w niego strzelić?
Zacięłam wargi. Poczułam że na moje czoło wstępują kropelki potu. Nie wiedziałam co zrobić. W odpowiedzi tylko chwyciłam jego rękę i mocno ją ścisnęłam.
- Tak.- szepnęłam.
Zobaczyłam że chwyta za spust pistoletu.
Przestraszyłam się, że skoro Harry jest lunatykiem, to co zrobi we śnie z przedmiotami zabranymi ze świata rzeczywistego, nie uchwyci incepcja i prościej mówiąc, rozstrzela mi całe mieszkanie.
- Harry...Harry, obudź się, proszę!
Zaczęłam szarpać nim za ramiona i lekko klepać go po twarzy.
Ulżyło mi, gdy otworzył oczy.
- Co się stało?- spytał zaspanym głosem.
Nie odpowiedziałam tylko skupiłam się na jego tęczówkach. Albo mi się zdawało, albo kocia zieleń gwałtownie pociemniała.
- Alice.- jego gardłowy głos wyrwał mnie z zadumy.- Czemu mnie obudziłaś?
- No bo...stchórzyłam.- odpowiedziałam i rozkułam nasze nadgarstki, odsuwając się na drugi koniec kanapy i spoglądając na niego spode łba.- Przestraszyłam się, że...nie zdążysz mi powiedzieć i że on...że on cię...zabije.
Cicho prychnął.
- Na nic się nie zapowiadało.- przysunął się do mnie.- Z resztą, co taki gnojek może mi zrobić.- powtórzył ironicznie moje słowa i objął mnie ramieniem, tuląc do siebie i czule całując w czubek głowy.
- Która godzina?
- Idealna aby odwiedzić naszego doktorka.- powiedziałam, chwytając za jego koszulkę.
- Przecież dał nam wczoraj kosza.- odpowiedział, odsuwając mnie od siebie na kilka milimetrów, aby spojrzeć mi w oczy.- Nie lepiej byłoby dać mu spokój? Coś czuję, że chyba nas nie polubił.
- Nie sądzę. Albo on, albo egzorcysta.- odpowiedziałam, idąc do łazienki.
Po chwili wyszłam z niej już ubrana w normalne ciuchy, i upychając do torebki papierosy i pistolet, zabrałam się za wkładanie na nogi butów.
- Musimy tak wcześnie zakłócać mu spokój?- jęknął Harry.- Ja ci mówię, to zły pomysł.
- Przestań, jeśli ktoś jest starym, zimnym, aroganckim dupkiem, nie znaczy że nie można do niego dotrzeć.- pomachałam mu przed nosem zielonymi banknotami.
Milczał przez chwilę. Zdołałam zauważyć, że na jego twarz wkrada się chytry uśmieszek.
- Nie ładnie to tak przekupywać ludzi.- zaśmiał się gardłowo i przycisnął mnie swoim ciałem do ściany.
- Och, patrz pan, wyjątek się znalazł.
Trącił swoim nosem mój. Jego pociemniałe tęczówki przypatrywały mi się z zainteresowaniem.
Ponownie się wyszczerzył.
- Alice...- zaczął.- Ty masz piegi.
- Jejku. - jęknęłam, odsuwając go od siebie, co poszło mi raczej marnie.- Nawet nie wiesz jak ja ich nienawidzę.
Zakryłam twarz rękami, ale ów ciekawska dusza chwyciła moje nadgarstki w jedną dłoń, a drugą skierowała mój podbródek w swoją stronę.
- Dopiero teraz je zauważyłem.- był bardzo zafascynowany ów ciemnymi kropeczkami na moim nosie i policzkach. Było ich niewiele, ale i tak komplikowały mi wszystko.
- Ślicznie ci z nimi.- uśmiechnął się.- Zupełnie nie rozumiem, dlaczego ich nie lubisz.
- Psują mi życie.- jęknęłam.- Wyglądam z nimi jeszcze gorzej.
- Nie marudź.- skarcił mnie.- Jesteś piękna. Z piegami czy bez, i tak cię kocham.
Przejechał językiem po mojej dolnej wardze, po czym łapczywie wpił mi się w usta.
- Chodźmy już.- łapiąc oddech, zaśmiałam się i odpychając go od siebie chwyciłam w rękę torebkę i pospiesznie wciągnęłam na ramiona kurtkę. Zamknęłam mieszkanie i odciągając od siebie ciekawskie dłonie chłopaka wybiegłam na zewnątrz bloku. Wsiadłszy do samochodu, ruszyliśmy w kierunku starej biblioteki na  Unhattan. Bez proszenia, weszliśmy do środka.
- Jeśli to znowu wy, ostrzegam że mam bazukę i gaz pieprzowy.- usłyszeliśmy warknięcie z nad sterty książek.
- Panie Winston, prosimy, musi nam pan udzielić kilku rad i wskazówek.- poprosiłam.
- Moja rada była taka.- zaczął, wstając za pomocą laski z plastikowego krzesła.- Twój kochaś zabiera cię do Londynu, żyjecie długo i szczęśliwie z grupą bachorów i zapominacie o tym co stało się na...Green Place.
- Mówimy serio.- warknął poirytowany Harry.- To nie żarty.
- A czy ja żartuję?- obruszył się.- Mówię całkiem poważnie.
- A plan B? -spytał lokaty.
- Nie ma planu B.- odpowiedział krótko.
- W takim razie co z tymi wszystkimi niewinnymi ludźmi?- spytałam.
- Niewinnymi ludźmi byli ci którzy zginęli spod wojsk Hitlera.- odpowiedział.- Nie ci,których nawiedza jakiś chory psychopata.
Po chwili milczenia Harry ponownie zadał mu pytanie.- Egzorcysta byłby w stanie coś zaradzić?
- Chodzi o widmo, a nie o nieszczęśliwą duszę.
- W takim razie co mamy robić?!- krzyknął poirytowany lokacz.- Bo kurde nie wiem i nie mogę pozwolić na śmierć tych wszystkich bezbronnych ludzi!
A jednak Hazz nie jest samolubnym katem który potrafi tylko i wyłącznie zabijać. Ten kat ma serce i...uczucia.
- A ja marzę o seksie oralnym najlepiej z kobietą przed trzydziestką.- powiedział House i zrobił minę typu 'bitch, please'.
Harry zacisnął szczękę i dłonie w pięści. Mimowolnie dźgnęłam go łokciem w ramię. Tak, brakowałoby jeszcze żeby się pobił.
- Udajcie się do księdza, a jeśli on nic nie zaradzi, po prostu się stąd wynoście. Nic was tu nie trzyma, tym bardziej że ty, lowelasie masz na karku kłopoty.- popatrzył znacząco na Harry'ego. Zdziwił się. Spojrzałam na jego twarz. Uciekł ode mnie wzrokiem.
- Jeśli to wszystko, dajcie mi spokój. I jeśli choć trochę was to uszczęśliwi to...życzę wam powodzenia.- mruknął i spuścił głowę, odchodząc w swoją stronę.
Przełknęłam głośno ślinę i ponownie spojrzałam na Harry'ego. On nic nie odpowiedział, tylko zebrał się i wyszedł.
Szybko go dogoniłam.
- O czym on mówił?- spytałam, odpalając silnik.
- Luke.- odpowiedział obojętnie, spoglądając w okno.
- Czego znów od ciebie chce?
- Musimy o tym gadać?- warknął zdenerwowany.
Zacięłam wargi i spojrzałam w okno.
- Świetnie.- odpowiedział.
Dojechaliśmy na osiedlowy parking.
Chłopak czym prędzej wysiadł z auta i poszedł w swoim kierunku. Zdziwiona jego zachowaniem, o co mu poszło, zamknęłam samochód i pobiegłam do siebie.
W domu trochę czasu zajęło mi surfowanie po sieci. Zamówiłam sobie słuchawki i ukochane perfumy od Chanel. Miałam coś w sobie ze stylu retro. Ogromny portret na płótnie Marylin Monroe wiszący nad łóżkiem, a w salonie Audrey z pieskiem w koszyku. Może dlatego że moja mama urodziła się w 1944 i później dużo opowiadała mi o tamtych czasach. Zawsze chciała abym była kokietką w spódniczce i w lakierkach. Ja wolałam zostawiać sobie takie 'ciuszki' na niedzielę i od święta. Na ogół wolałam wygłupy z bratem i jego kumplami.
O 11. zajęłam kanapę i zaczęłam oglądać telewizję. Nie byłam raczej typem kanapowca, więc zebrałam się i postanowiłam odwiedzić pobliskie centrum handlowe. Nawet nie wiecie jak brakowało mi mieszanki zapachów perfum, jedzenia i plastiku.

* 16.00 *
Z trzema torbami z śliczną sukienką, butami od Laboutina po przecenie, torebki, pasty do zębów i kilku środków spożywczych, z kubkiem kawy kupionym w tamtejszym Starbuck'sie ruszyłam do domu. W miarę się rozpogodziło i nad wiecznie pochmurnym Nowym Jorkiem, na niebie rozwiane szare kłęby chmur ukazały blade promienie październikowego słońca. Mimowolnie się uśmiechałam, gdy promyki przedzierające się przez szybę samochodu otulały mi twarz.
Wróciłam do mieszkania i rzuciwszy torby na łóżko, wróciłam do salonu. Minutę ciszy przerwał dźwięk odebranej wiadomości. Mimowlnie przejechałam palcem po ekranie.
Od ; Harry
' Zabieram cię na kolację. Wpadnę po ciebie o 19. Załóż coś seksownego. Xx '
Westchnęłam i położyłam telefon na stoliku.
- No nic.- pomyślałam.- Jemu niebezpiecznie byłoby odmówić.
Zerwałam się na równe nogi i rozpoczęłam przygotowania do 'randki'.
Wskoczyłam pod prysznic, wysuszyłam włosy i owinięta w ręcznik zaczęłam malować paznokcie na czarno. Czekając aż wyschną, poszłam do kuchni i wyciągnęłam z lodówki strzykawkę. Musiałam zażywać taką raz na tydzień,  ponieważ chorowałam na epilepsję. Jeślibym chociaż raz o niej zapomniała, skończyło by się to raczej fatalnie.
Ogrzewając ją w dłoniach, zaczęłam lekko rozmasowywać miejsce na lewym udzie, gdzie miał zostać złożony zastrzyk. Nim się spostrzegłam, było już po wszystkim.
Rozczesałam splątane kosmyki i wtarłam w nie odżywkę. Nie lubiłam suszyć włosów suszarką, wiec czekałam aż same wyschną. Przed telewizorem. Oglądając reality show.
O 18.30 zrobiłam lekki makijaż i wciągnęłam sukienkę. Problem był taki, że z tyłu miała zamek błyskawiczny.
Przeklęłam pod nosem, gdy usłyszałam dzwonek. Podtrzymując jedną ręką obsuwający się materiał, otworzyłam drzwi. Uśmiechnęłam się, gdy zastałam za nimi Harry'ego z niebieską różą w ręku.
- Ee, nie ciut za wcześnie?- spytałam nerwowo.- Jest...
- Osiemnasta pięćdziesiąt dziewięć.- odpowiedział, spoglądając na zegarek.- W porę panno Walter.- powiedział z szlacheckim akcentem i uśmiechnął się szarmancko.
- No właśnie niezbyt.- wpuściłam go do środka.- Nie jestem jeszcze gotowa.
- Co ci zostało?- spytał, wręczając mi różę.
- Sukienka.- odpowiedziałam, idąc do kuchni i wkładając ją do wazonu z wodą.- Pech chciał, że zapina się na plecach.
- Daj, pomogę ci.- zaproponował.
- Dzięki.- odpowiedziałam cicho, zakładając włosy na lewe ramię.- Jednak przydałeś się na coś.
- Do usług.- szepnął mi tuż przy uchu. Mimowolnie zadrżałam, gdy chwycił mnie za biodra i przyciągnął bliżej siebie, splatając swoje palce na moim brzuchu.
- Harry.- pisnęłam prawie niedosłyszalnie, kiedy chłopak przytwierdzał swoje usta do podstawy mojej szyi.
Perfumy których dzisiaj użył były inne niż te po które sięgał na co dzień. One były bardziej...podniecające.- Chodź bo się spóźnimy.
- Spokojnie.- mruknął.- Zdążymy. A tak w ogóle, ślicznie wyglądasz.
- Dziękuję.- odpowiedziałam, czując, że się rumienię.- Ty też nie najgorzej się odstawiłeś.
- Czy zabójca musi wyglądać jak menel?- powiedział ironicznie.- Mniejsza o to. Ładnie pachniesz.
- Chodź już głupku.- zaśmiałam się i rozluźniłam uścisk jego dłoni, wsuwając na stopy buty, na ramiona narzucając kurtkę a w rękę chwytając torebkę. Zamknęłam pospiesznie mieszkanie, i ku mojemu zdziwieniu, Harry odebrał ode mnie klucze.
Już miałam go skarcić, ale ten mnie wyprzedził.
- Teraz należysz tylko i wyłącznie do mnie, skarbie.
Po kilku sekundach metal zgubił się w tylnej kieszeni jego spodni. Splótł swoje palce z moimi i wprost wyszarpał mnie na zewnątrz.
Otworzywszy mi drzwi po stronie pasażera, pospiesznie zajął miejsce po stronie kierowcy.
- Mam nadzieję że nie zabierasz mnie do najdroższej restauracji w Nowym Jorku, prawda?- spytałam, gdy chłopak parkował czarne volvo na parkingu przed restauracją. Ogromne filary i napis typu vintage mówił, że moje pytanie było zadane na marne.
- Nie, o czym ty mówisz?- powiedział z ironią.- Idziemy zjeść chińskie żarcie w jakiejś przydrożnej knajpce.
Pospiesznie wyszedł z samochodu. Ku mojej ciekawości, postanowiłam że sprawdzę działanie klamki. O dziwo, drzwi były otwarte. Byłam w lekkim szoku, gdy chłopak stanął z boku i pomógł mi wysiąść. Przeważnie, cały czas otwierał mi drzwi i traktował mnie jak jakąś rozkapryszoną księżniczkę. To było dość wnerwiające.
- Gotowa?- zapytał, zamykając automatycznie auto.
Kiwnęłam głową, chwytając go za rękę. Poprowadził nas do środka ekskluzywnej restauracji. Już w tedy myślałam że go zabiję. Przecież wie doskonale, że dla takiej normalnej dziewczyny jak ja, wystarczy tylko odgrzana pizza, a nie kolacja warta Angeliny Jolie.
Podał nazwisko mężczyźnie ubranemu w elegancki mundurek, na co on tylko przytaknął i poprowadził nas do stolika będącego bardziej na 'obrzeżach' ogromnego pomieszczenia.
Lokaty odsunął mi krzesło, po czym zajął miejsce na przeciwko mnie.
- Czego państwo sobie życzą?- spytał kelner, chwytając w dłoń długopis.
- Wodę.- odpowiedziałam pospiesznie.
- Ja to samo.- odpowiedział Harry.
Kiwnął głową i odszedł w swoją stronę, zostawiając nam przed nosem karty menu.
- Oszalałeś?!- nachyliłam się w kierunku chłopaka i pierwszą rzeczą którą zrobiłam, to pół głosem go ochrzaniłam.- Wybrałeś chyba najdroższą restaurację w całym Nowym Jorku!
- Alice, to ja zabrałem cię na kolację, i to ja przejmuję się co, gdzie i za jaką cenę jemy.- odpowiedział, lustrując uważnie listę dań.
Mruknęłam coś pod nosem i pogoniona jego spojrzeniem, chwyciłam za menu.
Po kilku minutach dostawszy dwie szklanki wody ze słomką złożyliśmy zamówienia. Przystałam na jednej z tańszych rzeczy - lazanii.
Słowa bruneta 'zamawiaj co chcesz, nie krępuj się' jeszcze bardziej mnie rozzłościły. Wiedziałam, że chce dobrze, ale bez przesady.
W środku było dość przytulnie, łagodnie świecące lampy ratowały świeczki, a płatki róż gościły na każdym stoliku. Mała ilość ludzi spowodowała, że Harry postanowił trochę się ze mną podroczyć.
Jego dłoń powędrowała na moje kolano, a chwilę później niebezpiecznie pięła się ku górze. Ścisnęłam uda, blokując mu dostęp do mojego czułego miejsca, na co on tylko gardłowo się zaśmiał.
- Pozwól mi.- jęknął błagalnie, kryjąc uśmiech zagryzaniem wargi.- Nie wytrzymam do dziesiątej.
Sytuację uratował kelner, niosący nasze zamówienia.
- Smacznego.- rzucił na odchodne i odszedł.
- No właśnie, zajadaj.- zaśmiał się mój towarzysz i lekko uszczypnął mnie w udo.
Pokręciłam głową i wpakowałam do ust kawałek mięsa, sera, pomidorów i makaronu.

Gdy skończyliśmy danie główne, chłopak zamówił jeszcze dwa desery.
To było nic w porównaniu do tego, że zaczął kolejkę alkoholów.

- Harry...ty cholerna paskudo...- mruknęłam odstawiając od ust kieliszek, którego zawartość spoczęła w moim przełyku, paląc go niemiłosiernie.
Chłopak natomiast nic nie pił. Zależało mu tylko na tym, aby mnie otumanić.
Udało mu się.
- Dajesz, jeszcze jednego.- nalał mi kolejne kilka mililitrów wódki.- No Alice, na drugą nóżkę.
- Nie potrafię.- wyjąkałam.- Schlałeś mnie do upadłego.
Uśmiechnął się tylko zwycięsko i mruknął pod nosem.- O to chodziło.
Chciałam potraktować go jakąś ekskluzywną ripostą, ale wprost wcisnął mi w dłoń alkohol.
- Jeszcze ten i wracamy do domu.
- Nie każ mi.
- Duszkiem!- pogonił.
Przeklęłam w myślach i jednym haustem wlałam w siebie trunek.- Zadowolony?- spytałam ocierając usta dłonią.
- Bardzo.- odpowiedział i wsadził w rachunek kilka zielonych banknotów.- Możemy już jechać.
Po chwili stanął u mojego boku i pomógł mi narzucić kurtkę. Chwyciłam go pod rękę i uważnie patrząc pod nogi, zmierzyliśmy w kierunku wyjścia.
- Dziękujemy, dobranoc.- rzucił do zszokowanej obsługi stojącej w progu kuchni.
- Do widzenia.- odpowiedzieli cicho.
Wyszliśmy na chłodne, nocne powietrze.
- Zabierz mnie do siebie.- poprosiłam, próbując skleić słowa w zdanie.- Zimno mi.
- Z przyjemnością, tyle że nie spędzimy tej nocy u mnie.- odpowiedział, biorąc mnie sobie na barana.- Po naszym ostatnim razie, sąsiedzi skarżyli się, że byliśmy zbyt głośno i nie dało się spać.
Wszczepiłam się w jego ramiona, a podbródek oparłam o jego ramię, pozwalając aby miękkie loki łaskotały mi policzek.
Niósł mnie w stronę samochodu, tak, jakbym wcale nie ważyła. Wręcz przeciwnie, tyle w siebie wcisnęłam, że dziwiłam się z jaką gracją chłopak ze mną na plecach się porusza.
Po kilku metrach postawił mnie koło auta i otworzył mi drzwi, rzucając tylko.- Już nie mogę się doczekać, aż  zerwę z ciebie tę kieckę.
Zmrożona jego słowami, weszłam do środka i spojrzałam tylko w jego iskrzące się oczy za szybą, gdy uśmiechnął się i okrążył samochód, aby po chwili zająć miejsce po stronie kierowcy.
(...)

1 komentarz:

  1. Aww <3 ale ta dziewczyna wyżej to nie jest Bo z FF o Harrym " Dark " =D

    OdpowiedzUsuń