Translate

piątek, 14 czerwca 2013

16 .

- Daleko stąd na Green Place?- spytałam, siedząc w kuchni i stukając palcami o blat stołu.- Bo są raczej marne szanse na to że mnie podwieziesz.
- Osiem kilometrów.- odpowiedział.- Jeśli wyszłabyś teraz teraz, doszłabyś przed zmrokiem.
- No, komu w drogę, temu czas.- po chwili namysłu, zeskoczyłam ze stołka i podążyłam do progu kuchni. Harry zagrodził mi drogę silnym ramieniem.- Czemu chcesz wracać?
- Nie lubię szlajać się od domu do domu.- odparłam, przeciskając się przez wąską szczelinę. Chwycił mnie za kaptur bluzy i pociągnął w swoją stronę, mrucząc szeptem na ucho.
- Oferta nadal jest aktualna. Jeśli chcesz, możesz mieszkać tu do końca sprawy.
- Dzięki, ale nie skorzystam.- odparłam, przewieszając torebkę przez ramię, na której wisiała sukienka. Włożyłam pospiesznie szpilki i już zaczęłam żałować że nie ubrałam tenisówek.
- Życzę powodzenia w tych pantofelkach.- mruknął i uśmiechnął się cwaniacko, otwierając mi drzwi.
- Nie jest mi potrzebne.- odpowiedziałam i wyszłam na chodnik. Czułam że odprowadza mnie wzrokiem, po czym znika za drewnianymi drzwiami.
Było mi obojętne, gdzie idę. Szłam przed siebie, pozwalając sobie tonąć w lekkich promieniach słońca przenikających przez ciężkie, szare chmury.
Co kilkanaście metrów rozglądałam się dookoła by dostrzec jakikolwiek znak.
Ludzie przejeżdżający koło mnie patrzyli się na mnie jak na idiotkę. Rozczochrana brunetka w olbrzymiej, naciągniętej bluzie i szpilkach.
Skończona dziwka.
Po kilkunastu minutach marszu, buty zaczęły mnie strasznie obcierać. Nie miałam wyjścia, chwyciłam je w dłoń i szłam boso po chłodnym chodniku wyłożonym kostką.
Cały czas ten sam widok poziomo ułożonych w rzędzie kolorowych domków które oddzielały równie przystrzyżone żywopłoty.
Żadnych śladów którędy do domu.
Po chwili zatrzymało się koło mnie tak dobrze znane mojej osobie czarne volvo.
- Wskakuj.- mruknął Harry pod moim adresem, wystawiając rękę za okno.- I nie marudź. Spieszę się. Mam sprawę do załatwienia.
- Ale...
- Do auta!
Westchnęłam i pospiesznie spełniłam jego żądanie.
Z piskiem opon ruszył z krawężnika. Jego kamienny wyraz twarzy i zaciśnięta szczęka mówiły że jest zły i z chęcią by kogoś skopał.
- Gdzie jedziemy?- spytałam przerywając niezręczną ciszę.
- Odwożę cię do domu.
- A ty?
- Mówiłem że mam sprawę.- warknął przez zęby.
- Jaśniej mógłbyś?
- Nie interesuj się.- warknął.- To nie twoja sprawa.
Zacięłam wargi i spojrzałam w przednią szybę.
Po chwili stanął na parkingu.
- Narazie.- powiedziałam i nachyliłam się w jego kierunku aby pocałować go w policzek.
Odsunął głowę.
- Idź już.- pogonił.- Nie dzwoń i nie pytaj gdzie jestem. Zamknij się w mieszkaniu i nie wychodź na zewnątrz. Gdy się ściemni, usiądź w kącie sypialni i trzymaj mocno w rękach pluszaka którego ci dałem. Póki nie wyślę ci jakiegokolwiek esemesa, nie masz się stamtąd ruszać, jasne?
- Cze...
- Obiecujesz?
- O co...
- Przysięgnij Alice!
- W porządku.- odpowiedziałam i wyszłam z auta, trzaskając drzwiami.
Weszłam do wnętrza kamienicy. Pospiesznie otworzyłam mieszkanie i wbiegłam do środka, zamykając się na cztery spusty tak jak nakazał mi Harry.
Byłam podenerwowana a zarazem przestraszona. O co mu chodziło? Przecież przez te kilka dni wszystko było w porządku.
A może byłam złym obserwatorem?
Usiadłam na kanapie i zaczęłam nerwowo bawić się palcami.
Telefon leżący na stoliku wręcz prosił się aby po niego sięgnąć i wybrać numer lokatego.
- Nie, Alice. On jest już dorosły. Nie traktuj go jak małolata.
A jak coś mu się stało?
Jak znowu się w coś wkopał?
A jak nawet to co, i tak nie powinnam interesować się jego sprawami.

Nerwy zżerały mnie od środka. Chciałam coś zrobić, ale obiecałam sobie, Harry'emu że zostanę w domu i nie będę wtykać nosa w nie swoje sprawy.

Ściemniło się.
Postanowiłam wziąć kąpiel i chociaż spróbować potraktować obojętnie zaistniałą sytuację.
Zaczęłam powoli zrzucać z siebie ubrania. Chwyciłam telefon i papierosy w rękę po czym poszłam do łazienki i napuściłam ciepłą wodę do wanny.
' Martwię się '
Wystukałam szybko na klawiaturze, a mój palec zawisnął nad kwadracikiem z napisem 'wyślij'.
- Pieprzyć wszystko.- pomyślałam i nacisnęłam odpowiedni klawisz, już trochę żałując.
Zakręciłam kurek i zanurzyłam się po szyję w ciepłej wodzie. Wyciągnęłam z paczki papierosa i zapaliłam go, zaciągając się głęboko dymem.
Bałam się tylko o to, jak ciężką awanturę zrobi mi po powrocie do domu.
Nie myśląc o tym dłużej, skończyłam papierosa i umyłam się, po czym wyszłam z wanny i starannie wysuszyłam ciało ręcznikiem, idąc do sypialni i naciągając pierwszą lepszą bluzę oraz spodenki.
Po kilku minutach usłyszałam dzwonek do drzwi.
Modląc się w duchu, żeby był to Harry, podążyłam w kierunku źródła dźwięku.
Narzuciłam na ramiona wiszącą na garderobie bluzę, po czym odgarnęłam włosy do tyłu i chwyciłam za zamek.
Po chwili poczułam jakby kopnięcie w dłoń. Mimowolnie odskoczyłam.
- Co do diabła?!
Pomyślałam i niezrażona ponownie sięgnęłam klamki.
- Nie otwieraj. Obiecałaś, że będziesz ostrożna.
Usłyszałam w głowie jakiś głos...sumienie, które przybrało barwę głosu Harry'ego!
Pokręciłam przecząco głową i szybko otworzyłam drzwi.
Przede mną stał jakiś dwumetrowy kolos w kapturze którzy szczerzył się do mnie cwaniacko. Nie, to nie był Harry. Już zaczęłam żałować że nie posłuchałam 'głosu sumienia'. Po chwili mojego zszokowania, z jego ust wydobył się cichy pomruk.
- No witaj, piękna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz