Translate

poniedziałek, 17 czerwca 2013

18 .

Od dwóch dni leżałam bezwładnie na łóżku, otulona ciepłą i
miękką pościelą.
Otaczające mnie cztery ściany zdawały się być najbezpieczniejszym miejscem na świecie.
No, prócz łóżka mojego loczka.
Prawdę mówiąc, byłego.
Od tych dwóch dni zdających się być wiecznością, nie miałam z nim żadnego kontaktu.
Ani jednego esemesa,
Ani jednej rozmowy telefonicznej.
Zero jakiejkolwiek łączności.
Zaczęło mi już powoli brakować tego, jak szarmancko otwierał mi drzwi do swojego auta. Myślałam, że będę się z tego powodu cieszyć, lecz jednak się myliłam.
Czułam głód jego pocałunków,
Bliskości,
Ciepła,
Dotyku.
Czułam się bezużyteczna, zepsuta.
Pozbawił mnie życia.
To tak, jakby wyciągnąć z jakiejś zabawki baterie. Staje się niepotrzebna. Ja też się tak czułam. Daremna i do niczego.
Jedyne co mi zostało i powstrzymywało mnie od samobójstwa, to kochać drugą osobę.
To też mi odebrał. Zabrał mi siebie.
Tłumiłam ból płaczem w poduszkę, jednak to też nie pomagało.
Starałam się zapomnieć.
Papierosy i alkohol w ogóle nie wchodziły w grę. Już i tak dostatecznie się pogrążyłam.
Ale postanowiłam wziąć się w garść i wstać, zacząć żyć normalnie.
Zacząć jeść, chodzić do pracy, wychodzić na zewnątrz. Otworzyć się dla ludzi i rozpocząć wszystko od początku.
Tak, chciałam spróbować.
Wiedziałam że będzie trudno, ale przecież takie jest życie.
Rzadko kogo rozpieszcza i mówi że będzie łatwo.

                                                                              **
Siedziałam w salonie, oparta plecami o brzeg kanapy.
Na kolanach miałam laptopa, dookoła były porozwalane jakieś papierki i dokumenty oraz kilka poradników i słowników prokuratorskich.
Śledztwo dotyczące zabójstwa już się zakończyło.
Ostatnim zadaniem było wypełnić jakiś e-formularz, co akurat przypadło mnie.
Mogłam równie dobrze pójść do biura i zająć się tym tam, ale obawiałam się spotkania oko w oko z Harry'm.
Byłam okropnym tchórzem, szczególnie w takich sprawach, więc powiedziałam Hole'mu, że mam grypę i wyślę wniosek od razu na email sądowy.
Zgodził się, mówiąc że mam szybko wracać do zdrowia.
Z jednej strony, jego gest był słodki.
Wyjściem z domu ryzykowałam również ciekawskim pytaniom dotyczących sporego siniaka na twarzy i rozciętej wargi, zadawanych przez niego i resztę osób z komisariatu. Co gorsze, nie zniosłabym na sobie wzroku Harry'ego.
Tęskniłam za nim, to prawda, ale obiecałam sobie jedno.
" Alice, już nigdy nie pozwolisz się zmanipulować i zakochać. Nigdy."
Przerywając głębokie rozmyślania nad zdarzeniami minionych dni, zdjęłam dłoń z klawiatury i chwyciłam za kubek z kawą, pozbywając się z ust smaku plastikowego długopisu i zastępując go mocnym smakiem kofeiny.

                                                              * Oczami Harry'ego*
Jestem idiotą.
To niewinne i delikatne określenie tego, w jakim stosunku potraktowałem Alice.
- Harry, kretynie, ty ją kochasz!
Kocham, ale ona mnie już nie.
Na pewno ma ochotę przestrzelić mi nogę i patrzeć jak na jej oczach się wykrwawiam.
To może bezsensowne, ale czuję, że mam rację,
Nienawidzi mnie za to, co zrobiłem.
Chociaż mi tego w żaden sposób nie przekazała, wiem, że z chęcią wyrwałaby mi flaki i porobiła z nich breloczki.
- Co mi odbiło, żeby zostawiać ją tutaj samą?!
Jak, skoro na każdym kroku czai się śmierć?
Potraktowałem ją zimnie i szczeniacko. Zabawiłem się nią jak zabawką.
W tedy, gdy się do mnie przytulała, chciałem odwzajemnić jej gest o wiele, wiele mocniej, całując ją od czubka głowy, po koniuszki palców u stóp, dziękując że żyje i że nic większego się jej nie stało.
Ale tego nie zrobiłem.
Zachowałem się jak jebany skurwysyn. Myślałem, że oszczędzę jej tym cierpienia i rozstanie przejdzie mniej boleśniej, co jednak okazało się wielkim błędem.
Widziałem smutek i ból w jej oczach. Widziałem jej łzy skapujące na posadzkę. Widziałem jej bezbronność, strach który sparaliżował jej drobne ciało.
Istota, którą tak bardzo kochałem, skrzywdziłem mocniej niż jakikolwiek najostrzejszy nóż na świecie.
No cóż, w końcu sam zapracowałem na jej i swoje cierpienie.

' Nawet nie poznałem jej drugiego imienia, a my już się rozstaliśmy.'

Tęsknię za jej czułym dotykiem i ciepłem którym mnie obdarzała.
Tęsknię za jej zadziornym charakterem.
Tęsknię za jej ogromnymi, zielonymi oczami i piegami.
Tęsknię za jej delikatnymi pocałunkami.
Po prostu tęsknię za nią.
Tego inaczej nie da się opisać.
Czuję pustkę. Jedną wielką nicość, którą wypełnia jedynie głucha cisza i blade echo wspomnień.

                                                                   * Oczami Alice*
Gdy skończyłam, zamknęłam laptop i dopiłam kawę, wstając i odkładając kubek z fusami do zlewu.
Usiadłam na kanapie, obracając nerwowo telefon między palcami.
- Przecież bycie singlem nie może być takie nudne!
Pomyślałam, i weszłam w spis kontaktów. Mój wzrok zatrzymał się na imieniu Zoey. Zoey Black. No tak, zanim jeszcze zamieszkałam w tej części miasta, byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami.
Nie byłam pewna, czy sytuacja się zmieniła, więc biorąc głęboki oddech, nacisnęłam zieloną słuchawkę.
Po kilkunastu sygnałach, w słuchawce pojawił się dobrze mi znany, kobiecy głos.
- Halo?
- Tu Alice. Alice Walter. Zoey, pamiętasz mnie jeszcze?
- Alice? Brązowy piegus?
- Tak.- zaśmiałam się cicho.- Jak widzę, nie zapomniałaś.
- Nie da się zapomnieć o kimś, kto w wieku ośmiu lat wpadł do studni.
- Dalej rozpamiętujesz tamte wakacje?
- Pewnie.- poczułam, jak się uśmiecha.- Zawsze byłaś rozrabiaką.
Mimowolnie mały uśmieszek wkradł się na moje usta, po czym przeszłam do sedna.- Chciałabyś się spotkać?
- Kiedy, teraz?
- Najlepiej jak najszybciej.
- Okej, w porządku. Gdzie i o której?
- Znasz to duże centrum handlowe, 'Delliah'?
- Yhym.
- To przed wejściem za pół godziny.
- Zgoda. Do zobaczenia.
- Cześć.
Rozłączyłam się i odłożyłam telefon na stolik, wstając i idąc do łazienki. Zrzuciłam z siebie ciuchy i weszłam pod prysznic, myjąc dokładnie włosy i ciało.
Po kilkunastu minutach, wyszłam i wysuszyłam się starannie, wciągając bieliznę i idąc do sypialni.
Pogrzebałam trochę po szafach i zdecydowałam się na ubranie tego http://www.faslook.pl/collection/alice-28/
Normalny strój na wypad na zakupy ze znajomą. Nic specjalnego, okazją do strojenia się jak choinka w Wigilię bym tego nie nazwała.
Po nałożeniu dość dużej ilości makijażu na prawy policzek, zaczesałam na ów stronę włosy. Mimo tego, fioletowo zielona plama prześwitywała przez warstwę fluidu dość wyraźnie.
- Cholera.- pomyślałam, opuszczając mieszkanie i zamykając je na klucz, po czym chowając brzęczący metal do torebki w której znajdował się portfel i kilka mniej potrzebnych rzeczy.
Zbiegłam po schodach i wyszłam na zewnątrz.
Atmosfera nie była przyjemna. Niskie ciśnienie i gęste, ciemne chmury unoszące się nad Nowym Jorkiem nie wróżyły nic dobrego.
- Oby się tylko nie rozpadało.- mruknęłam cicho pod nosem, sama do siebie, wsiadając do auta.
Oczywiście, musiałam wykrakać.
Gdy dojechałam pod wyznaczone miejsce, zaczęło mżyć.
- Super.- mruknęłam, wychodząc na zewnątrz.
Zablokowałam auto, i szukając wzrokiem niskiej szatynki, przerwał mi ktoś zasłaniający moje oczy rękami.
- Zgadnij kto to.- usłyszałam cichy chichot gdzieś nad uchem.
Uśmiechnęłam się pod nosem i zdjęłam dłonie dziewczyny, krzycząc radośnie.- Zoey!
- A któż by inny?- zaśmiała się i mocno mnie do siebie przytuliła.- Nic się nie zmieniłaś.
- Ty również Zoe, ty również. Opowiadaj, co tam u ciebie?
- Wszystko opowiem ci przy jakimś dobrym ciastku i cappuccino.- chwyciłam mnie pod rękę i pociągnęła do wnętrza ogromnego budynku.- Zaraz po tym jak obejdziemy wszystkie sklepy z ładnymi ciuchami, butami i dodatkami.
- Ten sam wulkan energii co kilka lat temu.- uśmiechnęłam się.- Cały czas ta sama, rozbrykana i szalona Zay
- A jakżeby inaczej?!- krzyknęła radośnie.- Śmiech sprawia że żyje się o kilka miesięcy dłużej.
Brakowało mi jej wiecznie nie zamykającej się jadaczki.- Ty w takim razie dożyjesz setki.
- Och daj spokój. Będę nieźle pomarszczona, ale od tego są ponoć te wszystkie dobre kremy...

I tak właśnie zaczęłyśmy odbudowywać naszą dawną znajomość.
Tego mi było trzeba.
Całego dnia pośród ciuchów, z jakąś szaloną osobą przy boku i już. Zapomniałam już prawie o Harry'm i tym wszystkim co powoduje u mnie załamanie i smutek.
Cieszyłam się, że odnalazłam przyjaciółkę.
Bo w końcu przyjaciel jest lepszy niż chłopak, nie zostawi, pocieszy, rozśmieszy a nawet zrobi coś bardzo, bardzo głupiego.
Taka właśnie była Zoe.
Spontaniczna strzykawka z narkozą oraz dobra energia zmieszana z adrenaliną.

                                                                * 5 godzin później, 19.*
...- Ja bym ci radziła do tej sukienki kupić jeszcze marynarkę.- powiedziała Zoey z ustami pełnymi czekoladowej muffiny.- Najlepiej taką czerwoną.
- Mam czarną w domu. Nie musi się rzucać w oczy.- odpowiedziałam, biorąc ostatni łyk cappuccino.
- Jesteś piękna. Czemu tego nie pokazujesz?- osoba która była pełna energii, wesoła i uśmiechnięta, nie miała żadnych zmartwień i problemów akurat uczepiła się tych moich, najmniej ważnych.- Ale jestem zadowolona, że skusiłaś się na tą bluzkę.
Uśmiechnęłam się lekko i chwyciłam za wibrujący w kieszeni spodni telefon.
Wyciągnęłam go i spojrzałam na wyświetlacz. Mimowolnie zrobiło mi się słabo. 'Harry.'
"- Mogę przynajmniej wiedzieć, jak masz na drugie imię?"
Zastanowiłam się chwilę, po czym wystukałam szybko na klawiaturze - 'Kate'.
Wysłałam i ponownie schowałam telefon na swoje miejsce.
- Już twój chłopak chce mi cię ukraść?- zaśmiała się.
Przełknęłam ślinę i uśmiechnęłam się sztucznie.- Nie, to tylko kwota do zapłaty rachunku. Nic takiego. Poza tym, jestem singielką.
- Współczuję.- uśmiechnęła się lekko.- Kiedyś jeszcze znajdziesz tego jedynego. Ja czekałam, i opłacało się.- wskazała podbródkiem na blondyna stojącego nieopodal nas. Uśmiechnął się w jej kierunku.
- Jason.- powiedziała do mnie i pokazała mu ruchem głowy że już do niego dołącza.- Jesteśmy razem od trzech lat.
- Gratuluję.- mimowolnie się uśmiechnęłam.- Widzę, że to jednak twój chłoptaś mi ciebie odbiera.- powiedziałam, wstając.- Ja też już muszę lecieć. Wielkie dzięki za wszystko.
Mocno ją przytuliłam.
- Nie ma za co.- mruknęła mi na ucho.- To ja dziękuję. Myślę, że jeszcze to kiedyś powtórzymy.
- Ja też Zoe, ja też.- chwyciłam na ramię torebkę a w dłoń torby z ciuchami. Zoey miała czułego nosa do przecen i okazji. Pocałowałam ją w policzek na pożegnanie i odeszłam w swoją stronę. Chyba po raz pierwszy od bardzo dawna wyszłam z centrum handlowego tak obładowana.
Cieszyłam się, że tak fajnie spędziłam z nią dzień.
Mi się we znaki dały tylko dwie rzeczy.
Esemes od Harry'ego i słodka scenka całującej się Zoey i Jasona. Cieszyłam się jej szczęściem, ale to już było przesadą.
Na zewnątrz padało. Pospiesznie odpaliłam silnik i ruszyłam w stronę domu.
Postawiłam auto na parkingu i pognałam do środka.
Otworzyłam mieszkanie i weszłam do środka, zamykając się na cztery spusty.
Postawiłam torby w salonie, po czym zrzuciłam buty i kurtkę, idąc do kuchni i stawiając sobie wodę na herbatę.
Po chwili zalałam wrzątkiem saszetkę i wróciłam do salonu.
Włączyłam telewizor i zaczęłam szukać jakiejś ciekawej stacji.
Zatrzymałam się na maratonie z 'Ridiculousness', nadającego na MTV.

Po dwóch godzinach oglądania, wyłączyłam sprzęt i zmierzyłam w kierunku sypialni, zrzucając z siebie bezwstydnie ciuchy i w samej bieliźnie kładąc się na łóżku. Okryłam się kołdrą. Po chwili usłyszałam wibracje telefonu leżącego gdzieś między poduszkami. Odgrzebałam go i opierając się na łokciu, odgarnęłam włosy z twarzy i spojrzałam na wyświetlacz. Nowa wiadomość. Numer zastrzeżony. Lekko się przestraszyłam, ale nacisnęłam 'otwórz'.
" Następnym razem pożałujesz że się urodziłaś, mała suko.
Dorwiemy i ciebie i tego twojego jebanego lowelasa. Obu rozstrzelamy bez najmniejszego namysłu.
Aha, bym zapomniał.
Następnym razem zaciągnij zasłony.
Dzięki za pokaz Xx. "

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz