Translate

poniedziałek, 24 czerwca 2013

19 .

Z głębokiej zadumy wyrwał mnie dźwięk gotującej się wody w czajniku.
Wzdrygnęłam się i chwyciłam za imbryk, zalewając wrzątkiem saszetkę z kawą.
Odstawiłam go na miejsce i zacisnęłam palce na kubku z ciemną kofeiną, zaciągając się wyrazistym zapachem gorącego napoju.
Oparłam się o blat i zaczęłam dmuchać na parujący wywar, starając się delikatnie sączyć gorący płyn.
Był to jedyny sposób aby wreszcie porządnie się rozbudzić.
Dostałam nauczkę w postaci poparzeniu sobie warg. Świetna pobudka.
- Cholera.- mruknęłam, odkładając filiżankę i idąc do łazienki, chaotycznie zwilżając usta językiem, aby chodź trochę załagodzić pieczenie.
Korzystając z okazji, zrzuciłam z siebie piżamę i rozwiązałam pozaplątywane w gumkę włosy ułożone w różne strony w nieładzie, po czym weszłam pod prysznic.
Stojąc pod chłodnym strumieniem wody, zaczęłam zastanawiać się nad tym, czy dobrze robię pozwalając Harry'emu wrócić do Londynu.
' Alice, obiecałaś sobie, że już nigdy się nie zakochasz! '
Ale ja tego wcale nie robię. Ja go dalej kocham, a to są zupełnie dwie różne rzeczy.

*
Po kilkunastu minutach wyszłam i wysuszyłam się, ubierając to http://www.faslook.pl/collection/numb/ i wracając do salonu.
Otworzyłam laptop i zaczęłam szukać dzisiejszych odlotów z lotniska JKF do Londynu. Znalazłam, był o 16.54.
Miałam sześć godzin na wypatrywanie jego smukłej sylwetki idącej w stronę ulicy głównej.
Starałam się wymyślić jakąś wymówkę, czemu poszłam za nim i jaki jest cel zatrzymania go tutaj, przy mnie.
Nie chciałam wyjść na słabą i pokorną, dlatego też za wszelką cenę starałam się stworzyć jakąś realistyczną inicjatywę.
Gorączkowe myślenie jednak na nic się nie zdało.
Postanowiłam powiedzieć mu prawdę, niezależnie od tego w jaki sposób będzie chciał mnie od siebie odizolować i spowodować, abym o nim zapomniała i tak jak on - wyłączyła wszystkie uczucia.

*
Na zegarze wybiła 16.
Przez ten cały czas czatowałam przy oknie i tępo gapiłam się w wyjście jego klatki.
Zdenerwowana, poobgryzałam wszystkie równo obcięte paznokcie, co raczej było u mnie hańbą i naganą.
Teraz zaczęłam katować wewnętrzną stronę policzków i język. Czułam w ustach metaliczny smak. Krew zmieszała się ze śliną, dając nieprzyjemną mieszaninę.
Wreszcie długie oczekiwania zostały nagrodzone.
Wysoka postać w ciemnej kurtce, z burzą loków na głowie wytargała swoją walizkę na zewnątrz.. Rozejrzał się kilkakrotnie i zmierzył w kierunku ruchliwej Westeen.
Tam o tej porze można było zawsze złapać taksówkę.
Po chwili zniknął za progiem kamienicy.
Odeszłam od balkonu i oparłam się o framugę drzwi, spoglądając na zegarek. Musiałam mieć ustalony plan, co do minuty.
Przeczołganie się przez zakorkowane ulice do biura, aby oddać klucze Hole'mu, ponowne zajęcie miejsca w żółtym samochodzie i dotarcie na lotnisko, oddanie walizki, odebranie biletu i czekanie w sali odlotów.
Miałam niecałe czterdzieści pięć minut, aby Harry zrealizował wyżej wymienioną koncepcję.
Dopiłam zimną kawę, po czym chwyciłam kluczyki i wyszłam z mieszkania, zamykając je i chowając brzęczący metal do kieszeni.
Wzięłam głęboki oddech i zbiegłam po schodach na zewnątrz.
Pogoda była pod psem, mżyło.
Ciężkie, ciemne chmury nie wróżyły nic dobrego.
Weszłam do auta i przeczekałam kilka minut, po czym włożyłam pasujący klucz do stacyjki.
Odpaliłam samochód i ruszyłam na lotnisko.
Po kilkunastu minutach przeciskania się w korkach, udało mi się dotrzeć na miejsce.
Wolnym krokiem, odliczając minuty do spotkania twarzą w twarz z Harry'm, weszłam do sali odlotów. Pokazując paszport, otyły, ciemnoskóry ochroniarz przepuścił mnie przez bramkę.
W środku było mrowie ludzi. Usiadłam na jednej, ostatniej wolnej ławeczce i naciągnęłam kaptur na głowę, bawiąc się palcami i nerwowo spoglądając na zegarek.
Styles miał osiem minut. Równe sto sześćdziesiąt sekund aby zjawić się w wybranym przeze mnie miejscu.
Po kilkunastu minutach koło mnie przysiadł jakiś chłopak. Mimowolnie spojrzałam na jego nogi. Długie, w czarnych rurkach i krwistoczerwonych conversach.
Zerknęłam przez kaptur w jego stronę. Mój plan mnie zawiódł. Hazz przybył trzy minuty przed czasem.
Dyskretnie się do niego przysunęłam, dalej nie odrywając wzroku od czubków swoich butów. Zrobiłam to prawie bezszelestnie, nie zwracając na siebie jego wyczulonej uwagi.
- Akurat dziś musiało nawalić tylu ludzi.- mruknął, aby podzielić się ze mną swoimi trafnymi spostrzeżeniami.- Oni najwidoczniej też chcą zacząć wszystko od początku.
Głęboka chrypka wykazywała ból. Byłam zdziwiona, że jemu też jest ciężko.- Zaliczasz się do nich?
Od razu powróciłam do świata żywych.- Nie.- odpowiedziałam prędko.- Chcę przekonać pewną osobę, że ucieczka nie jest całkowitym rozwiązaniem problemów.
Wzięłam głęboki oddech i zrzuciłam kaptur na ramiona. Mój wzrok dalej był wbity w podłogę. Nic nie mówiłam. Czekałam na kolejną dawkę jego wyrzutów.
- Co ty tutaj robisz?!- krzyknął wściekle.- Mówiłem, że masz sobie darować!
- Harry, proszę, nie.
Mój cichy, błagalny jęk uwiązł mi w gardle, gdy spojrzałam w jego oczy. Były ciemne, prawie szmaragdowe, co pokazywało jego wściekłość i gniew. Kasztanowe loki okalały bladą twarz, a malinowe usta były zaciśnięte w równą linię, co wykazywało furię i złość.
- Mówiłem, że masz zapomnieć.- warknął przez zęby, jeszcze w miarę spokojnie, zrywając się z ławki i oddalając się ode mnie na kilka kroków, dalej patrząc mi wściekle w oczy.- Odejdź, oszczędź sobie cierpienia. Oszczędź nam cierpienia. Wiesz, że nie jest mi łatwo, a co dopiero tobie.
- Nie, Harry.- pisnęłam, podnosząc się i stając na przeciwko jego osoby.- Ja tak nie potrafię. Kocham cię, błagam, nie rób mi tego.
- Tak będzie lepiej dla nas obojga. Nie chcę narażać cię na pewną śmierć.- chwycił za rączkę walizki i mocno ją ścisnął, ukazują pobladłe kostki długich palców.- Zginiesz w tym chorym świecie prędzej, gdy ja będę ci towarzyszył.
- Na nic mnie nie narażasz.- starałam się przemówić mu do rozsądku, co raczej wyszło mi marnie, ponieważ po mojej twarzy spływały pojedyncze łzy, a głos się łamał, pokazując jak bardzo jestem bez niego bezradna i bezużyteczna.- To ja wybrałam tę drogę. Oboje wiemy że wkrótce i tak oddam życie za kogoś innego. Bycie policjantem wymaga poświęceń.
- W takim razie, oszczędź swoje życie dla kogoś bardziej potrzebującego. Nie rań swojej psychiki jeszcze bardziej.
- Odchodząc, nastawiasz mnie na największy ból.- zacisnęłam zęby, próbując powstrzymywać łzy.- Nie rozumiesz, że to ty mnie chronisz?- przeniosłam wzrok z jego wisiorka w kształcie srebrnego krzyżyka, który spoczywał na jego piersi okrytej czarną koszulką, w oczy. Gęste, długie rzęsy okrywały tęczówki barwy perydotu.- Niczym nie zdziałasz ucieczką. Wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej pogorszysz sprawę.
- Alice, to nie ma sensu.- powiedział bezbarwnie.- Wybacz mi.
- Nie przepraszaj.- powiedziałam cicho.- Po prostu wróć. Proszę, nie rób żadnych głupstw. Niech będzie tak jak dawniej. Chcę, żebyś zamęczał mnie swoją aroganckością, trudnym charakterem, byciem upierdliwym napaleńcem, ale też żebyś non stop się przytulał, bał się sam spać, gdy jest burza i żebyś wreszcie zaczął się uśmiechać.- zaczerpnęłam powietrza.- Brakuje mi twojego ciepła, bezpieczeństwa, które mi dawałeś i przede wszystkim - brakuje mi ciebie. Smaku twoich ust, zapachu i dotyku. Tęsknię za tobą.
Wyraz jego twarzy, gdy wypowiadałam te słowa był...pobłażliwy. Ściągnięte brwi się rozluźniły, a dłoń rozkurczyła swój uścisk na metalowej rączce.
- Kocham cię i proszę, abyś dał nam jeszcze jedną szansę.
Już myślałam, że odnoszę małe zwycięstwo. Jego mimika twarzy, pokazywała że musi podjąć właściwą decyzję. Już prawie mi się udało.
Milczał. Jego wargi lekko się rozchyliły a oczy nerwowo lustrowały moją twarz tak, jakby był to ostatni raz.
Bo był.
- Chcę abyś żyła i doczekała się szczęśliwej starości.- powiedział to wolno i wyraźnie. Te słowa były skierowane tylko do mnie. Chciał, abym zrozumiała ich sens - To koniec Alice. Przepraszam.
Podszedł do mnie i krótko przytulił.
A jednak. Myliłam się, co do tego że zechce zostać przy mnie.
Dziewczyna, którą rzucił chłopak, w takiej sytuacji raczej dałaby ów 'zdradzieckiej świni' w twarz, ale ja tego nie zrobiłam. Mocniej pogłębiłam jego gest, wciągając zapach jego koszulki. Był taki....normalny.
Lekko potarł dłonią moje plecy, dając mi odrobinę pocieszenia. Przegrałam. Zostałam pozbawiona wszystkiego, do czego miałam tak wielki sentyment. Odsunął się ode mnie i chwycił za swój bagaż.
- Wracaj do domu. Nie płacz, tylko zrób sobie herbatę i usiądź przed telewizorem. Wieczorem leci 'The Big Bang Theory'. Wiem, że bardzo lubisz ten serial.
Uśmiechnął się smętnie i spuścił głowę, odchodząc w swoją stronę.
Stałam jeszcze przez chwilę, z nogami wbitymi w ziemię. Po kilku minutach opamiętałam się i rzuciłam się pędem w stronę samochodu. Byłam roztrzęsiona, dlatego też wpadałam ślepo na ludzi, którzy przeklinali coś za mną. Nie zważałam na ich słowa.
Obraz przede mną był rozmazany przez łzy, a strach i panika wzrastały z każdą sekundą.
Dotarłam do auta i zamknęłam się w środku, zaciskając dłonie na kierownicy i opierając się o nią czołem.
- Obiecał, że mnie nie zostawi, że nie potraktuje mnie tak jak pozostałej części dziewczyn z którymi spał.
Skłamał.
- Przegrałaś Alice. To koniec. Game over.
Rzeczywiście. To co dobre, szybko się kończy. Ale nigdy nie przypuszczałabym, że to zakończy się aż tak szybko.
Czym prędzej odpaliłam samochód i ruszyłam do domu. Całą drogę co chwila musiałam wycierać łzy dłonią, ponieważ jeszcze mogłabym spowodować jakiś wypadek. Wstąpiłam jeszcze tylko do sklepu po paczkę papierosów i jakieś tanie wino.
Zaparkowałam auto na parkingu i pognałam do mieszkania.
W środku zamknęłam się na cztery spusty i od razu poszłam do łazienki. Przebrałam się w jakąś przydużą bluzę i weszłam do pustej wanny. Zapaliłam papierosa i otwarłam butelkę zębami.
Na dwa fronty starałam się mocno otumanić, aby zasnąć a nazajutrz obudzić się mocno skacowaną, z bolącą głową i jedną wielką niewiadomą.
Ten stan najbardziej lubiłam i on najbardziej mi odpowiadał.
Teraz, gdy stałam na krawędzi pomiędzy snem a jawą, wystawiłam oby dwa środkowe palce i wykrzyknęłam na całe gardło " Mam na was wszystkich wyjebane, a ciebie, skurwysynie, jeszcze pomszczę. Jak nie na ziemi to tam. W piekle."

~
Yay, jest rozdział ;o
Niezbyt ciekawy i niezbyt interesujący, ale jest.
Sami oceńcie, bo może ja jestem zbyt wielką pesymistką.
A co, enjoy ;3


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz