- Styles.- burknąłem do słodkiej brunetki stojącej za ladą.- Harry Styles.- poprawiłem się i wręczyłem jej bilet, zdając sobie sprawę co się dzieje i gdzie jestem, gdy skakała brązowymi oczyma po ekranie monitora. Byłem zdenerwowany i zmęczony, chciało mi się spać i byłem jeszcze nieźle nakacowany. Louis dał mi 'fachowo' podane trzy zastrzyki z witaminą B12 co spowodowało że jeszcze bardziej mnie otumanił. Nie wiem skąd je wziął. Może nawet były po terminie. Kazał mi usiąść na stole i bez żadnych ostrzeżeń wbił mi w rękę strzykawkę.
- Nowy York panie Styles.- podsumowała zwykłym stwierdzeniem, wręczając mi paszport i kwitki.- Pański samolot odlatuje za osiem minut. Uśmiechnąłem się wdzięcznie i zmierzyłem w kierunku hali odlotów, wcześniej oddając walizkę za którą musiałem trochę dopłacić. Louis chciał mi wcisnąć AK 47 ale stanowczo odmówiłem. Tak, jakiś schlany psychopata z Londynu napastuje nieletnich z karabinem. Bardzo świetlana wizja.
Poprawiłem pistolet schowany za kurtką i wszedłem na pokład samolotu. Do dyspozycji miałem cztery strzykawki, od Louis'a, pistolet, kilka naboi i trochę ciuchów oraz środków do higieny. Byłem zdany na siebie. Tylko i wyłącznie. Była obawa że prędzej czy później Luke razem ze swoją bandą mnie znajdą i załatwią dług istniejący między mną a nimi. Skubaniec cały czas mści się i depcze mi po piętach, za to że zabiłem jego brata. Chcieli zgwałcić jedną z prostytutek na jakiejś stacji benzynowej. Z jednej strony ludzki los był mi obojętny, ale było mi szkoda tej dziewczyny.
Nie umiałem współczuć, byłem zimny, zamknięty w sobie. Jedni twierdzili że to bycie śledczym tak bardzo mnie zmieniło. Inni że to przez to że moi bliscy się ode mnie odwrócili. Nie wiem czyja teoria jest słuszna. Chciałbym chociaż po części zrozumieć siebie. Tylko po części.
Czy trudny charakter, burza loków i kilka blizn są wszystkim...? Czy może coś jeszcze mną kieruje, tylko ja już się uodporniłem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz