Translate

piątek, 24 maja 2013

8 .

Nazajutrz obudziło mnie pukanie do drzwi. Z niechęcią naciągnąłem kołdrę na głowę. Po chwili znów to samo. - Kurwa, ludzie nie mają co robić?! - pomyślałem. Leniwie zwlokłem się z łóżka i podążyłem w kierunku źródła hałasu. Przeczesałem włosy palcami i ziewnąłem, otwierając drzwi. Moim oczom ukazała się...Alice. Oderwała wzrok od podłogi i spojrzała na mnie. - No, widzę że ktoś tu się obudził.- jej wzrok opuścił się na mój nagi tors. Od razu się skarciła i spojrzała w moje oczy.
- Nie ktoś, tylko coś tego kogoś obudziło.- mruknąłem przecierając oczy i kryjąc śmiech czający się w gardle. - Wchodź.
Przepuściłem ją w drzwiach. Ściągnęła swoje granatowe vansy, potykając się przy tym. Zaskoczyły mnie jej odwiedziny, tym bardziej, że z samego rana. Zmierzyłem w stronę salonu. Czułem na sobie jej wzrok. Pomijając fakt iż miałem na sobie tylko bokserki, spojrzenie dziewczyny wypalało w mojej skórze dziury.
- Zaraz wracam.- powiedziałem.- Czuj się jak u siebie.
Mruknęła coś pod nosem. Jej słów już niedosłyszałem.
Czym prędzej wskoczyłem pod prysznic. Gdy już się wysuszyłem i ubrałem, wróciłem do holu. Siedziała na brzegu kanapy i tępo patrzyła w okno. Przerzuciła spojrzenie na mnie. Zdawała się być zasmucona, iż wróciłem w ubraniu.
- Przyniosłam ci, hmm, śniadanie.- powiedziała po chwili i wręczyła mi papierową torbę.
- Miło.- lekko się uśmiechnąłem.- Z jakiej okazji?
- Rekompensata za wczorajszy lunch.- uśmiechnęła się.
- Dzięki. Nie musiałaś.- zajrzałem do jej wnętrza. Croissant z dżemem a na stoliku latte z karmelem.
- Musiałam. Zdechłbyś z głodu.
Popatrzyłem na nią jak na idiotkę, po czym uśmiechnąłem się. Gdy tylko na nią zerkałem, od razu przypominał mi się wczorajszy wieczór. Chciałem więcej. Chciałem ją odkryć. Chciałem poznać jej dotyk, strukturę jej warg. Poczuć jej ciepło. Nie wiedziałem na ile utrzymam moją ciekawość na wodzy.
W miarę szybko uwinąłem się ze śniadaniem, podczas gdy ona nerwowo bawiła się palcami.
- Możemy już jechać?- spytała, kiedy przeżuwałem ostatni kawałek miękkiego ciasta.
- Pewnie.- odpowiedziałem, ocierając usta dłonią.
Wstała, chwytając na ramię torbę.
- Alice...- zacząłem niepewnie. Odwróciła się w moją stronę.- Dzięki.- dokończyłem zrezygnowany.
- Nie ma za co.- uśmiechnęła się, wzruszając ramionami. Lekko ale z wyczuciem chwyciłem ją w talii, przyciągając bliżej siebie. Zszokowana, zaczęła powoli cofać się w moim kierunku. Ponieważ dziewczyna była niższa, musiałem delikatnie podnieść jej podbródek aby na mnie spojrzała. W jej oczach dominował szok. Przesłaniał strach. Dobrze wiedziała że nie potrafiłbym jej skrzywdzić, ale mimo to nie zaufała mi całkowicie. Delikatnie pocałowałem ją w czoło. Obawiałem się iść dalej. Jak na razie odważyłem się tylko na tyle. Przejechałem nosem wzdłuż jej twarzy i docierając na czubek głowy, wdychałem zapach jej włosów. Pachniały lawendą. Czując jej ciepło przenikające przez materiał, mógłbym tak stać wieki.

* Oczami Alice *
Postanowiłam jakoś zrekompensować się Harry'emu za wczorajszy wspólny wypad. Te kilka słów które mi o sobie opowiedział, spowodowały że współczułam mu jego aktualnej jak i przeszłej sytuacji. Po tym co mi powiedział, nawet nie mogłam sobie wyobrazić go, całego zakrwawionego i wściekłego, w dodatku rzucającego się komuś do oczu.
Zmieniłam do niego nastawienie. Obwiniałam się dość długo że byłam dla niego taka wredna i surowa. Chłopak był piękny. Nie mogłam powiedzieć że urodą odzwierciedlał anioła, ponieważ słowo 'anioł' nie ma prawa równać się z jego charakterem. Piękny kat. Tak, to określenie jest idealne. Alice, do cholery, przecież nie możesz się w nim zakochać! A co, jeśli miłość sama wybiera? Gadaj z nią, a mnie w to nie mieszaj.

* Oczami Harry'ego *
Dziewczyna patrzyła na mnie zszokowana, gdy odsunąłem się aby spojrzeć jej w oczy. Przełknęła głośno ślinę i zwilżyła wargi, podnosząc drobną dłoń i lekko przykładając ją do mojego policzka. Oboje wstrzymywaliśmy oddechy, jakby z przeczuciem że kilka przeszłych sekund to tylko sen.
- Alice.- szepnąłem.
- Cii. Nic nie mów.- uciszyła mnie, kładąc palec wskazujący na moje usta. Zaczęła lekko przesuwać nim po moich wargach, jakby chciała sprawdzić jaką mają fakturę. Lekko złączyliśmy nasze czoła. Delikatnie musnęła moje wargi. Nasze usta lekko się stykały. Chciałem być delikatny, ale ona rozpraszała moje wszystkie nerwy, przez co traciłem kontrolę. Dałem się ponieść. Przygryzłem jej dolną wargę i lekko pociągnąłem. Zostałem nagrodzony cichym westchnięciem. Uśmiechnąłem się pod nosem. Przyłożyła dłoń do mojego torsu i lekko odepchnęła. Mruknąłem cicho, po czym przejechałem ręką wzdłuż jej pleców i lekko ją do siebie docisnąłem.
- Przestań.- odpowiedziała słabo.
- Czemu?- spytałem pochylając głowę, tym samym zmuszając ją aby dała mi większy dostęp do swojej szyi. Czułem że powoli budzi się we mnie tam sam bezczelny Harry co kiedyś. A przecież nie chciałem jej skrzywdzić. Przyłożyłem usta do jej delikatnej skóry. Jej dłoń zacisnęła się w pięść na mojej koszulce. Przejechałem zębami po jej szyi. Zadrżała. Próbowała się wydostać zanim ponownie zrobię jej malinkę. Przez moment pozwoliłem aby czuła na skórze moje usta, ale ten komfort nie trwał długo. Ugryzłem ją, po czym przejechałem językiem po podrażnionym miejscu, dmuchając na nie chłodnym powietrzem. Puściłem ją, odsuwając się na kilka kroków. Powiedzmy, że byłem zadowolony. Czerwony ślad był widoczny i niestety, pewno bolący. Jej palce od razu powędrowały na skaleczone miejsce. Przełknęła głośno ślinę i popatrzyła na mnie zszokowana.
- Idziemy?- uśmiechnąłem się łobuzersko, chwytając w rękę klucze z samochodu.
- Ja...- wyjąkała.
- Rozumiem.- lekko pocałowałem bolące miejsce.- Będzie dobrze. To znak, że teraz należysz tylko do mnie.
Puściłem jej oko i lekko popchnąłem w kierunku drzwi (...)

*

- Jesteś nienormalny.- warknęłam pod adresem Harry'ego.
- Czemu tak sądzisz?- spytał nie odrywając wzroku od jezdni. Pomarańczowe słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, oświetlając czerwoną poświatą wszystko dookoła.
- A dlatego.- odchyliłam włosy z ramienia i wskazałam na pulsujący ślad.- Oświeciło cię?
- Przestań, to tylko jedna malinka. Doświadczysz ich jeszcze więcej.- zaśmiał się tym swoim gardłowym śmiechem. Uderzyłam go w ramię.
- Przeżyjesz.- odpowiedział.- I chciałbym cię powiadomić, o fakcie, iż dziś śpisz u mnie.
Prychnęłam.- No chyba nie.
- No patrz, a jednak.
- Zmuś mnie.- powiedziałam ostro, gdy stawaliśmy na parkingu.
- Ale na pewno?- spytał.
Pokiwałam głową.
- Ale jesteś tego pewna?
- Tak.
- Ale na sto procent?
Przeklęłam pod nosem i wyszłam z auta, trzaskając drzwiami.
- Piękna, nie w tą stronę.- zaśmiał się gardłowo i chwycił mnie, przewieszając sobie przez ramię.
- Nie no, już do reszty cię pojebało!- krzyknęłam i uderzyłam w jego plecy pięścią.
- Mówiłem.- odpowiedział.
- Postaw mnie kretynie!- zażądałam.
Przekleństwa jak i wyzwiska kierowane pod jego adresem były zbędne. Odstawił mnie dopiero w przedsionku swojego mieszkania. Zamknął nas na cztery spusty a klucz od łańcuszka wsadził do kieszeni swoich spodni. Ściągnęłam kurtkę, buty i torbę po czym usiadłam na posadzce, jako znak, że póki mnie nie wypuści, nie będę w jakikolwiek sposób się udzielać.
- Chcesz coś zjeść?- krzyknął z kuchni.
- Chcę żebyś mnie uwolnił.- warknęłam.
- Oj, nie traktuj tego jako kary. Wolałbym raczej określenie szkoły przetrwania. Nie klatki, a twierdzy. Chyba rozumiesz.- wystawił głowę przez próg.
- No własnie, w tym problem, że nie bardzo.
- Pogłówkuj trochę.
Siedziałam w ciszy, wciągając smakowite zapachy uciekające w kuchni. Nadal byłam nieugięta. Stanął w przedsionku z talerzem pełnym kalorycznych pyszności.
- Masz ostatnią szansę.- powiedział i chwycił w usta frytkę.
Zacięłam wargi i wbiłam wzrok w jego białe conversy stojące w kącie.
- W porządku. Ale żeby nie było potem że głodowałaś.- rzucił mi biszkopta.
Popatrzyłam na niego jak na idiotę, gdy znikał w progu salonu. Włączył telewizor. Jego brzęczenie zmieszane było z mlaskaniem Harry'ego. Po pół godzinie wstałam i zaczęłam nerwowo krążyć po przedsionku. Ciekawość zaciągnęła mnie do holu. Styles cicho pochrapywał na kanapie z głową miękko wbitą w poduszkę.- Kiedy śpi, nie wygląda na chodzącą maszynę do zabijania.- pomyślałam.
Zakradłam się do kuchni i rozpoczęłam żerowanie. Wyciągnęłam z szafki napoczętą paczkę z biszkoptami oraz mleko z lodówki. Rozłożyłem rzeczy na stole i pospiesznie zaczęłam się nimi zajadać, w obawie że chłopak mnie usłyszy i zarobię kolejny bolący ślad na szyi. Stałam tyłem do wyjścia, nie zważając na brak światła. Po chwili poczułam jego duże dłonie na biodrach. Mocno zaciskał na nich swoje palce. Odgarnął moje włosy na lewe ramię, ciepłym powietrzem otulając skórę szyi. Zaczął wodzić po niej nosem. Zatrzymał się przy uchu.- I powiedz. Na co ci to było? Chyba tylko aby po raz kolejny dać się skaleczyć.- zamruczał.
Sama zaczęłam się zastanawiać. Po co, skoro i tak dostatecznie mocno się go obawiałam.
Obrócił mnie do siebie przodem, jedną ręką chwytając tył mojego karku a drugą silnie przyciskając do dołu moich pleców.
- Lubię jak się boisz.- wyszeptał namiętnie.- Szczególnie gdy powodem obaw jestem ja.
I tak oto nasze role się odwróciły. Kilka dni temu on był tym niewinnym i niekumatym oraz miał do mnie respekt, bo wiedział że jestem szefem. Teraz to ja byłam zupełnie bezbronna.
- Do tej pory to ty bałeś się mnie.- odpowiedziałam, chcą wyłuskać odrobinę więcej pewności siebie.- I nie zachowuj się jak szczeniak, bo guzik możesz mi zrobić.
Zaśmiał się gardłowo.- Jeszcze nie poznałaś mojej ciemnej strony, kochanie.
Odepchnęłam go od siebie najmocniej jak umiałam. Bez najmniejszego skutku.
- Jeśli będziesz współpracować, obiecuję zrobić to szybko.- powiedział chwytając za moje nadgarstki.
- Harry!- krzyknęłam wściekła.- Puść mnie do cholery!
- Jeszcze nikt nie dotrwał do tego aby się mi sprzeciwiać.- nachylił się w moim kierunku a ja bardziej naparłam na blat.
- Popatrz, a jednak.- powiedziałam.- Puścisz mnie czy mam cię potraktować gazem pieprzowym i zamachem w krocze?
- Wredna jesteś.- zamruczał i liznął moją szyję.
- A ty uparty.- odgryzłam się.
- Och, przepraszam. Zapomniałem że jesteś panią komendant.- udał zawstydzonego.
- Ty świnio.- zmrużyłam oczy i wprost splunęłam na niego tą obelgą.- Każdy facet to idiota.
- Nie każdy.- odpowiedział.- Wiem że w tylnej kieszeni spodni masz kajdanki, chociaż wcale nie dotykałem twojego tyłka.
- I co z tego?- spytałam.
- A to.- chwycił za mój pośladek i lekko go ścisnął, aby po chwili w ciemnościach zabrzęczał metal. Zamknął srebrną klamrę na moim lewym nadgarstku, przytwierdzając tym samym obręcz na swojej lewej ręce.
- I wiem też że kluczyk znajduje się w Bangkoku u Tonye Wiiga, który sam osobiście dostarczył ci je w prezencie z okazji zostańcia śledczym na wydziale zabójstw.- uśmiechnął się łobuzersko.
- Jesteś skończonym kretynem.- jęknęłam.- Musisz dorobić kluczyk.
- Nie muszę.- odparł biorąc łyk mleka.- Rozkuję cię dopiero kiedy dostosujesz się do moich reguł.
- Ee, czyli nigdy?- powiedziałam ironicznie.- Mam własne zasady i się ich trzymam.
- Jestem ciekawy jak długo będziesz nieugięta.
- Zacznij się przyzwyczajać.- szarpnęłam jego ręką, idąc w stronę salonu.
- O nie, skarbie.- pociągnął mnie, zmuszając abym się zatrzymała. -Nie mam zamiaru spać na kanapie. To mój dom i moje zasady, więc wypadło że jest 1 ; 0 dla mnie.
- Nie będę spać w twoim łóżku.- zaprotestowałam.- Mam swój honor.
- Będziesz spać.- wziął mnie na ręce.- I właśnie tracisz ostatnią deskę swojego wysokiego poziomu.- uśmiechnął się złośliwie. Gdy już mnie odstawił, zamknął drzwi i zaczął szukać czegoś w szufladzie. Wygrzebał czarną, wielką bluzkę z Jack'a Danielsa i jakieś bokserki.
- Przebierz się.- powiedział wręczając mi ciuchy.
- Pojebało?- popatrzyłam na niego jak na idiotę.
- Równie dobrze mógłbym kazać ci spać w samej bieliźnie.- odpowiedział, jakby z nadzieją że spełnię jego oczekiwania.
- Dobra.- warknęłam.- Ale nie patrz..
- W porządku. Jeśli cię to uszczęśliwi.- odpowiedział i odwrócił głowę.
Starałam się w miarę szybko przebrać ale chłopak jak na złość ciągle na mnie zerkał, za co dostał kilka solidnych kopniaków.
- Już?- westchnął.
- Nie.- nie zdążyłam odpowiedzieć, ponieważ jego wielkie, zielone ślepia już były we mnie wlepione.
- Co to?- spytał i przesunął palcem po moim lewym boku. Szpeciła je długa blizna, ciągnąca się aż od podpiersia do miednicy.
- Niezbyt miła pamiątka po akcji w Brownsville.- odpowiedziałam, pospiesznie naciągając koszulkę przesiąkniętą zapachem chłopaka.- Nic ważnego.
- Kto ci to zrobił?- spytał. W jego głosie wychwyciłam ton złości przeplatany z gniewem.
- To nie przesłuchanie.- warknęłam.- Zrób swoje i chodź, chce mi się spać.
- Kolejny punkt dla mnie.- powiedział uśmiechając się. W samych bokserkach zaciągnął mnie do łóżka.
Chciałam leżeć jak najdalej od niego, jednocześnie mieć wygodnie, ale nie można mieć dwóch rzeczy jednocześnie. Po chyba dobrej godzinie szarpania jego ręki tam i z powrotem, odezwał się.
- Może najlepiej byłoby przyjąć taką pozycję?- powiedział przytulając się do mnie od tyłu i splatając swoje palce na moim brzuchu. Mimo jego nienaturalnej bliskości, było rzeczywiście wygodnie.
- Dobranoc piękna.- powiedział i przytwierdził swoje usta do mojej szyi. Jego loki przyjemnie drażniły mi skórę. Westchnęłam, po czym zamknęłam oczy i zapukałam do krainy Morfeusza (...)

~
Wow, pisałam go dwa dni i myślałam że jest dość długi jak na czterdziestoośmiogodzinne wyczekiwanie.
Mam pytanie. Lepiej wam się czyta jak piszę słowami Alice czy Harry'ego?
Bo nie wiem ._.
Nie wiem kiedy rozdział >.<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz