Translate

czwartek, 30 maja 2013

11 .

- Co mam zrobić abyś nas wreszcie rozkuł?- spytałam chyba po raz tysięczny, z nadzieją na odpowiedź, inną niż 'daj mi zaciągnąć się pod prysznic'.
- Chcę iść z tobą do łazienki, zamknąć się, a klucz wyrzucić przez okno.- powiedział uśmiechając się zachęcająco.- Nie masz na co liczyć. Nie zmienię zdania.
- W tym problem, że w twojej łazience nie ma okien.- uniosłam do góry jedną brew.
Przeklął pod nosem.
- Proszę.- jęknął po chwili.
Harry był chyba najbardziej nachalną osobą jaką znam.
Położył dłoń na moim kolanie i zaczął przesuwać ją ku górze.- Co ci zależy.
- To jest zbrodnia przeciwko naturze.- pospiesznie ją zrzuciłam.- I mam nauczkę, aby więcej nie zostawać z tobą na noc.
- Ale nie zasnęłaś.- nachylił się w moim kierunku, przystawiając twarz do mojej.- Tak jak obiecałem.
Jesteś cała. Żywa. To najważniejsze.
Zaczął wodzić nosem po moim policzku, oczekując na jakąkolwiek odpowiedź.
- Dam ci spokój, ale proszę o jedno...- wyszeptał namiętnie.- Daj mi siebie odkryć.
- Harry, jesteś bardziej upierdliwy niż ta starsza pani mieszkająca piętro niżej.- westchnęłam.- Powtórzę. Nie.
- W porządku.- odchylił się do tyłu i usiadł, prostując umięśnioną sylwetkę.- Sama chciałaś.
Wstał i wziął mnie na ręce.
- Puść mnie zboczeńcu!- krzyknęłam, rozbawiona całą sytuacją. Teraz bardziej chciało mi się śmiać, aniżeli gniewać na tego kretyna.
- Wedle życzenia.- postawił mnie u progu łazienki i przycisnął swoim ciałem do chłodnej ściany.
- Wredny jesteś.- powiedziałam cicho, trącając go nosem.
- Wolałbym określenie : dominujący.- uśmiechnął się szeroko.- A ty skarbie, jesteś bezbronna i niewinna. Zupełnie jak papierowy samolocik.
Uniosłam do góry jedną brew i zacisnęłam dłonie na jego koszulce, zbierając siłę aby przekręcić go, aby to on teraz graniczył ze ścianą. Jakże postanowiłam, tak też się stało.
- Patrz, samolocik zamienił się w wojskowego Jaguara.
Zaśmiał się cicho.
- Lubię jak jesteś niegrzeczna, kotku.
Wsunął dłonie pod moją koszulkę, przyciągając mnie od siebie bliżej, i zaczął delikatnie muskać opuszkami palców skórę na brzuchu. Jego dotyk sprawiał mi przyjemność do tego stopnia, że nawet nie zauważyłam jak zmrużyłam oczy i rozchyliłam usta, oddychając ciężko. On, ucieszony zwycięstwem, wykorzystał chwilę i gwałtownie wciągnął mnie do łazienki, zatrzaskując stopą drzwi.
- Buntownik - jeden, księżniczka - zero.- uśmiechnął się i przekręcił w zamku klucz. Przycisnął mnie do ściany, chwytając za rąbek mojej koszulki i pociągając ją w górę.
- O nie, nie kochaniutki.- pokiwałam mu palcem przed nosem.- Jak umowa, to umowa.- wskazałam na kajdanki.
Popatrzył mi w oczy i niechętnie włożył kluczyk do zamka. Po długo wyczekiwanym zgrzytnięciu, do głowy wpadł mi pewien pomysł.
Uśmiechnęłam się pod nosem i z całych sił naparłam nim na drzwi. Ciche jęknięcie wypłynące z jego lekko rozchylonych ust dało mi mobilizację do dalszego działania. Uniosłam się na palcach i przycisnęłam wargi do jego pełnych ust. Poczułam jak się uśmiecha.
- No, no. Podoba mi się taka zmiana nastawienia.
Prychnęłam i ponownie zaczęłam odwracać jego uwagę pocałunkami. Chwyciłam za klucz w zamku drzwi i powoli go przekręciłam. Teraz tylko wystarczyło je otworzyć i wykurzyć napastliwego, lokatego zboczeńca.
Dzięki Bogu, drzwi otwierały się na zewnątrz.
- Trzy...dwa...jeden!
Gwałtownie je otworzyłam i zdezorientowany chłopak znalazł się za progiem łazienki. Pospiesznie ją zamknęłam i zabezpieczyłam kluczem.
- Ty wredna paskudo!- wrzasnął.- Tylko stamtąd wyjdź, a pożałujesz że się urodziłaś!
- O jejku, czyżby księżniczka zdobyła punkt remisowy? Patrzcie państwo, co za fart.
Przeklął coś i usłyszałam jego oddalające się kroki.- Jeszcze zobaczysz, kto tu rządzi.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i zaczęłam zrzucać z siebie ubrania.
Weszłam pod ciepły prysznic i zaczęłam cieszyć się chwilą.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Harry, no przestań. To był tylko żart.- próbowałam dotrzeć do obrażonego chłopaka, który opierał się o blat i stukał w niego palcami. Stał do mnie tyłem, więc obcisła, czarna koszulka fascynująco pokazywała mięśnie na jego plecach, które rozluźniały się i napinały.
Położyłam dłonie na jego biodrach, a czoło oparłam o jego umięśnioną sylwetkę.- Poszłam na kompromis. Tak, jak mnie nauczyłeś.
- Chodziło mi o kompromis typu 'masz ostatnią kulę w magazynku i dylemat - zastrzelić złoczyńcę czy ulżyć cierpienia styranowanemu partnerowi.'
- Zastrzelić siebie samego.- odparłam znudzona.- Słuszny wybór panie sierżancie.
Przesunęłam ciekawskie palce dalej i splotłam je na podbrzuszu chłopaka. Westchnął cicho.
- Jesteś mi winna ten prysznic.- odwrócił się w moim kierunku.
- Oczywiście.- zaśmiałam się i cmoknęłam go w usta, zostawiając mokre smugi na jego koszulce. Z moich włosów dalej kapała woda, co dawało śliskie plamy na podłodze.
Otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam z niej puszkę z napojem energetyzującym. Wszystkie półki były zawalone puszkami ze sterydami i kofeiną. No, pomijając paczki sera, szynki oraz kilku pomidorów, jajek i pizzy w zamrażalce.
Harry siedział przy stole i przerzucał kartki biało - czarnej gazety w poszukiwaniu czegoś co przykuje jego uwagę. Najwidoczniej znalazł, ponieważ pospiesznie przywołał mnie do siebie.
- Alice.- wskazał palcem na artykuł ze zdjęciem zakrwawionego ciała leżącego na łóżku.- Czy to przypadkiem nie jest twój kochaś?
Wyrwałam od niego gazetę i zaczęłam czytać.
- To...Jack.- wyszeptałam po chwili.- Znaleziono go zamordowanego dziś rano. Policja wszczęła śledztwo.
Popatrzyłam przerażona w oczy Harry'ego.- Masz jakieś przypuszczenia, kto mógłby to zrobić?- spytał, wkładając do ust plaster ogórka, zdjętego z kanapki.
Usiadłam koło niego na stołku.- Chyba nie myślisz że...
- Nasz upiór zaczął krwawą rzeź.
Przełknęłam głośno ślinę.
- Nie zdawał się być przerażony tamtej nocy. Nawet nie widziałem śladu, aby chociaż go drasnął.
- Jestem ciekawa tylko jednego.- powiedziałam po chwili zamyślenia.
- Mianowicie?- tym razem pomidor spoczął w jego ustach.
- Jesz jak dziecko.- skarciłam go i trąciłam palcem w jego rękę.
- Przepraszam.- mruknął i wziął w palce całą kanapkę.
- Co Freddy miałby do niego i jego rodziny.
- Chyba trzeba będzie sprawdzić jego drzewo genealogiczne, i na jakiej ulicy mieszkali jego pradziadkowie.- powiedział z pełnymi ustami.- Pomożemy policji i awansujemy na wyższy stopień.
Przejechałam językiem po zębach.- A co ze sprawą zabójstwa Molnesa?
- Może jego sny też zakłócił ów koszmar?
Pokręciłam głową.- Wątpię.
- Robili sekcję zwłok?- spytał i otarł usta dłonią.
- Hole powiedział że czekają aż do wtorku.
- No, w takim razie mamy trochę roboty.- powiedział wstając.- Odwiedzimy pobliską chłodnię i pooglądamy sobie galaretowate ciałko naszego ambasadora.
- Chyba nie mówisz poważnie?
- Molnes był jednym z najbardziej pożądliwych ludzi w Nowym Jorku. Wiem to, ponieważ moja mama na studiach z nim flirtowała.- puścił mi oko i wyszedł z kuchni.
Pospiesznie wysuszyłam włosy i wziąwszy na ramię torbę z kilkoma puszkami 'soczków' ubrałam kurtkę i wyszłam z Harry'm z mieszkania.
W drodze na Landlost, gdzie znajdowała się chłodnia, zadzwoniłam do Hole'go, że mamy podejrzenia o śmierć Molnesa. Ten powiedział, że i tak dałby nam pięć dni wolnego, ponieważ zachorował.
- Lepiej dla nas.- powiedziałam do Harry'ego.- Możemy się tym zająć na własną rękę, bez tych wścibskich patroli policji.
Dotarliśmy na miejsce. Wystarczyło tylko pokazać identyfikatory ciemnoskóremu strażnikowi, a ten od razu poprowadził nas do odpowiedniej komory.
- Dzięki, z resztą sobie poradzimy.- rzucił pod jego adresem lokaty.
Zsiniałe i chłodne ciało leżało w bezruchu na ogromnym, metalowym stole. Gdy przyglądywałam się jego kamiennej twarzy, mimowolnie przechodziły mnie dreszcze.
- Daj spokój. Nie jest aż tak straszny.- mówił Hazz, nabijając się ze mnie.
- Nie moja wina, że jest tu tak zimno.
Na szczęście nie obrobili ambasadora z jego ukochanych slipek z supermanem. Mogliśmy się więc bez wstydu napawać niezbyt przyjemnym widokiem nieżywego milionera.
- Spójrz.- wskazał palcem na ogromny ślad pazurów na plecach, o takim samym kształcie jak mój na dłoni.- Nie mam już więcej wątpliwości.
- A ja mam.- wcięłam się.- Molnes ma tylko jeden ślad. Później poderżnięto mu gardło i umarł.
Milczał przez chwilę, szukając uwagi którą by mi dopiekł. Nie znalazł.
- Moja wersja wydarzeń jest taka.- zaczął.- Poszedł przed dziewiątą do burdelu, kilka minut przed dziesiątą upatrzył sobie ładną sztukę, zrobił co miał zrobić i usnął. Widmo złożyło mu wizytę, a przed północą znaleziono go martwego.
Milczałam przez chwilę.- A ta dziewczyna, Amanda West?
- Nie miałaby powodów. Słono jej zapłacił.
Zacięłam wargi.- No dobra. Teraz tylko postaw wszystko przed Hole'm i resztą załogi i spróbuj aby cię nie wyśmiali, że sprzedajesz im jakąś bajeczkę o mordercy który zabija w snach.
- A żebyś wiedziała.- okrył nieboszczyka prześcieradłem i wyszedł z pomieszczenia. Pospiesznie poszłam w jego ślady.
- Wsiadaj.- mruknął, otwierając mi drzwi.
- Gdzie jedziemy?
- Nawiedzić panią ambasador.- powiedział odpalając silnik.
Po kilku minutach staliśmy na krawężniku pod willą Hildy Molnes.
- Jeśli nas wyśmieje, powiem że nawdychałeś się siarkowodoru i gadasz od rzeczy.
- A ja wspomnę że niechcący usiadłaś na moim paralizatorze i do teraz nie możesz normalnie siedzieć.
Zmroziłam go wzrokiem na co ten prychnął i nacisnął dzwonek na ciężkiej, żelaznej bramie.
- Hilda Molnes, w czym mogę służyć?- odezwał się głuchy głos z wnętrza aparatu.
- Komisarz Walter i sierżant Styles. Możemy porozmawiać?- spytałam niepewnie.
- Ach, to państwo. Zapraszam.
- Kości zostały rzucone.- pomyślałam wślizgując się przed Harry'm na teren posesji.

- Co was sprowadza?- spytała właścicielka domu, znikając w progu olbrzymiego holu. Przy naszej poprzedniej wizycie zdawał się być mniejszy i bardziej krzykliwy. Ze ścian zniknęły obrazy spod pędzla Caspara Friedricha oraz Johanna Fusslia. Nie było także ogromnego łba łosia nad kominkiem.
- Spytamy wprost.- powiedział Harry siadając na obszernej kanapie.- Czy ktoś z pani rodziny, bądź rodziny pani męża mieszkał na Green Place?
Kobieta przełknęła głośno ślinę i podniosła wzrok ze stolika na nas.- Ojciec Arthura mieszkał na...- urwała.
- Ulicy Wiązów?- dokończyłam unosząc brwi. Potrząsnęła głową.
- Znamy historię sierocińca jak i nawiedzania mieszkańców przez upiora ze spaloną twarzą.- powiedział Harry.
- Nie wiecie przez co przechodziła północna część Nowego Jorku!- wybuchnęła.- To było okropne, być skazanym na patrzenie jak śmierć pukała od jednego mieszkania do drugiego.
- Spokojnie.- szepnęłam.- Proszę się nie denerwować. Chcemy się tylko upewnić.
Pospiesznie otarła łzy i zaczęła od nowa.
- Gdy przeprowadziłam się do Arthura po studiach, do jego mieszkania w tej kamienicy wszystko się zmieniło. Każdego ranka budziłam się sama. Jego w łóżku nie było. Przychodził pod wieczór i tłumaczył że pracuje po nocach.- zatrzymała się aby wydmuchać nos.
- Widziałam strach w jego oczach. Widziałam te wszystkie rany, którymi tłumaczył że są powodem jego pracy.
- Zanim zaliczył politologię, był cieślą. Uznawałam to za logiczne, te wszystkie ślady i zadrapania.
- Prosze nam powiedzieć, czy pani mąż skarżył się na koszmary senne?
Wzięła łyk wody.
- Tak, chociaż na początku był bardzo skryty i nieufny.
- Może coś więcej?
- Mówił, że śni mu się mężczyzna, który zamiast palców ma ostrza, a jego twarz jest pokryta pęcherzami, jakby wyszedł z pieca.
- Czy wspominał coś o miejscu akcji?
- Stara kotłownia z ogromnym piecem. Coś jakby blok, piwnica w bloku.
- A czy postać podczas snu coś mówiła, robiła jakieś rzeczy?
- Nie pamiętam dokładnie, ale mąż wspominał, że ten człowiek mówił że się zemści. Stał przed wielką ścianą i wydrapywał na niej łacińskie słowa.
Milczeliśmy przez chwilę.
- Arthur postanowił że się przeprowadzimy. Jak postanowił, tak też zrobiliśmy. Jego rodzice zawzięcie bronili swego. Jego ojciec postanowił - 'Tu się urodziłem, na tym też łóżku umrę'. Ostro się pokłócili. Ja wiedziałam, że widmo przyjdzie po niego i zabije go, prędzej czy później.- zatrzymała się -Na drugi dzień nie żył. Poderżnięto mu gardło.
Harry zwilżył wargi i zaczął mówić.
- Znamy prawdopodobną śmierć pana Molnesa.
Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia.
- Zabito go podczas snu. Freddy Kruger zebrał krwawy plon.
Zakryła usta ręką.- To niemożliwe. Przecież...przeprowadziliśmy się...staraliśmy się zapomnieć...
- Przykro nam.- szepnął.
- W porządku.- powiedziała chwiejnym głosem.- Co się stało, niestety się nie odstanie.
- Ostatnie pytanie.- powiedziałam.- Czy pani lub Charlotte....czy wy....miewacie wizyty upiora w snach?
- Do czasu.- odpowiedziała.- Najęłam dwóch najlepszych egzorcystów w mieście.- złapała za krzyżyk wiszący na jej chudej szyi.- Już śpimy spokojnie.
Wypuściłam powietrze z ust.- To wszystko. Nie mamy więcej pytań.
- Ja mam prośbę.- wciął się Harry, gdy dotykaliśmy klamki drzwi wyjściowycg.- Będzie pani zeznawać w sprawie zabójstwa? Mamy wątpliwości czy nam uwierzą.
- Oczywiście.- uśmiechnęła się lekko.- Do widzenia!
- Do widzenia.
Wyszliśmy poza teren posesji.
- Popatrz, jednak nie nawdychałem się siarkowodoru.- uśmiechnął się głupkowato i otworzył mi drzwi, lekko klepiąc w tyłek.
- Właśnie w takich momentach żałuję że zostawiłam paralizator na komendzie.- mruknęłam.

- Co powiesz na spóźniony lunch w jednej z przydrożnych, chińskich restauracji?- zaproponował Harry.
- Dość oryginalnie. Skuszę się.- uśmiechnęłam się w jego kierunku.
- Świetnie.- wyszedł z auta i szybko je okrążył, aby po chwili otworzyć mi drzwi.
- Twoje zachowanie jest słodkie, ale nie przeginaj.- powiedziałam.
- Co masz na myśli?- spytał otwierając mi drzwi do knajpki.
- Kretyn.- zaśmiałam się i pokręciłam głową, wchodząc do środka.

- Uwaliłeś sobie nos sosem.- powiedziałam wciągając nitki makaronu.
- Gdzie?- spytał z ustami pełnymi jedzenia.
- Noo, tutaj.- wskazałam palcem.
- Zliż to.- uśmiechnął się zawadiacko.
- Nie przy ludziach.- wzięłam serwetkę i wcisnęłam mu w dłoń.

Na zewnątrz zaczęło się ściemniać, pomarańczowe słońce skryło się za ciężkimi chmurami. Zaczęło mżyć.
- Wracajmy do domu zanim całkowicie się rozpada.- zaproponowałam, wrzucając śmieci z tacy do kosza.
- Masz rację, ale - pociągnął mnie za rękę w swoją stronę - zapłata za wspólnie spędzony lunch.- złożył usta w dzióbek. Lekko go cmoknęłam i wyszłam na zewnątrz. Czym prędzej Harry odpalił silnik i ruszyliśmy w stronę domu. Z mżawki rozpętała się ulewa, zaraz potem burza. Stanęliśmy na parkingu.
- Wielkie dzięki za wszystko, ale dzisiaj śpię u siebie.- powiedziałam, starając się przekrzyczeć bijące o szyby krople deszczu.
- Noc spędzisz u mnie.
- Harry, nie mogę żyć na twoim utrzymaniu. Tym bardziej że jest ze mną wszystko w porządku.
- Powiedziałaś 'dzisiaj śpię u siebie', więc mam co do tego wątpliwości.- uniósł do góry jedną brew.
- Nie zmrużę oka.- powiedziałam wolno i wyraźnie, tak aby mógł przyswoić znaczenie wypowiedzianych przeze mnie słów.- Ani na moment.
Milczał.
- Obiecuję.- przeciągnęłam westchnięciem.
- Ani na sekundę masz nie przestawać czuwać.- wyciągnął z kieszeni brzęczący metal.- Bo inaczej...
- Rozumiem.- wyrwałam mu kajdanki i czym prędzej schowałam je do torby.- Przysięgam.
- No ja myślę.- namiętnie mnie pocałował, a gdy chciałam odsunąć głowę, ugryzł mnie lekko w dolną wargę.
- Dobranoc napaleńcu.- uśmiechnęłam się i lekko klepnęłam go w ramię.
- Dobranoc piękna.
Przewróciłam oczami i zamknęłam drzwi, po czym pospiesznie pobiegłam na swoją klatkę. Wsadziłam klucz do zamka i otworzyłam je, wpadając do środka jak burza.
Włączyłam telewizor i kierując się do kuchni, nastawiłam wodę na kawę.
Wskoczyłam pod prysznic i przebrałam się w to http://www.faslook.pl/collection/dla-kaakaama-3/ po czym wróciłam do kuchni i zalałam kofeinę, szperając za czymś w lodówce. Zatrzymałam się na kubełku lodów. Uśmiechnęłam się pod nosem i zmierzyłam w kierunku salonu.
Z dwiema igłami na stoliku, kawą i słodkościami, zaczęłam oglądać jakieś romansidło.

O 23.46 film się skończył. Przyznam, poryczałam się na nim. Teraz zajęłam się oglądaniem jakiś koreańskich telenowel. Wytrzymałam tak do 01.00
Nagle usłyszałam huk i zapanowała ciemność.
- Cholera, wybiło korki.- mruknęłam.
Siedziałam na kanapie. Co chwila nerwowo zerkałam na telefon, która godzina.
O 03.00 straciłam czucie w ręce od ilości nakłuć. Starałam się za wszelką cenę nie zamknąć powiek.
" Alice, nie śpij. Dla Harry'ego. Obiecałaś mu! "
Nie potrafię....chce mi się spać....ja....nie umiem dłużej.

* Oczami Harry'ego *
Z dwiema puszkami energizerów, igłą w ręce i lazanią zająłem się oglądaniem jakiegoś wyciskacza łez.
Podtrzymywałem powieki aż do 01.00
Nagle usłyszałem huk. Zapanowała ciemność. Wstałem z kanapy i podszedłem do okna. Wszędzie ciemno. Na całej ulicy panował mrok. Coś mi mówiło abym poszedł do Alice, sprawdzić co u niej.
Miałem nawet pretekst - 'myślałem, że boisz się ciemności, dlatego przyszedłem ze świeczką'
Nie chciałem wyjść na przewrażliwionego napastnika, ale postanowiłem o tym nie myśleć i czym prędzej ubrałem kurtkę i wyszedłem z mieszkania, zamykając je na klucz. Wprost wybiegłem z klatki i pobiegłem do jej bloku. O dziwo, drzwi były otwarte. U niej również panowały egipskie ciemności.
- Alice?- krzyknąłem.- Żyjesz tam?
Nie uzyskałem odpowiedzi.
- Alice!
Zacząłem biegać jak opętany po wszystkich pomieszczeniach. Zawsze tym samym odpowiedziała mi ciemność.
Zatrzymałem się w salonie. Światło w nim kilka razy zamrugało i oświeciło się na dobre. W tedy zobaczyłem ją śpiącą. Z jej ręki ciekła krew. Nawet nie wiecie jak się przestraszyłem!
Podbiegłem do kanapy i z całej siły szarpnąłem ją za ramiona.
Ona nabrała gwałtownie powietrza i otworzyła oczy.
- Harry!- krzyknęła.- Co ty tutaj robisz?!
- Aktualnie mam ochotę cię rozszarpać.- warknąłem, opierając się o oparcie kanapy.
- Co ja takiego zrobiłam?- spytała zdezorientowana, siadając.
- Zasnęłaś, Alice. - próbowałem się uspokoić, co nie wychodziło mi najlepiej.- Zasnęłaś!
- Ale nic takiego mi się nie śniło...- szepnęła.
- Co?- ściągnąłem brwi.- Zjadłaś te lody po terminie ważności ?!
- To znaczy, śniła mi się kotłownia, a w niej ten upiór...- przerwałem jej.- I to jest według ciebie nic?!
- On....płakał.- przeniosła spojrzenie z okna na mnie.
- Pła...co?
- Szlochał.
Milczałem. Teraz to już poważnie się pogubiłem.
Wpatrywała się we mnie swoimi ogromnymi oczami, wyczekując na odpowiedź.
- Chodź.- zmieniłem temat i pociągnąłem ją za zdrową rękę w kierunku kuchni, każąc usiąść jej na stole.
- Martwiłeś się.- szepnęła.
Spojrzałem na jej twarz. Oblał ją rumieniec.
- To było słodkie.
Prychnąłem i zająłem się opatrywaniem jej ręki.- Ponoć nie lubisz jeśli ktoś obsypuje cię słodkościami. Wybacz, zawiodłem.
- Pesymista z ciebie.- zaśmiała się i cmoknęła mnie w policzek, zeskakując ze stołu.
- Raczej realista z negatywnym podejściem do życia.- odpowiedziałem wracając do salonu.
- Jak chcesz. Wiem swoje.- wpakowała do ust garść rodzynek w czekoladzie.
Przytaknąłem i zająłem miejsce koło niej na kanapie.
- Tym razem dopilnuję abyś nie zasnęła.- powiedziałem z udawaną dyscypliną w głosie i objąłem ją ramieniem, całując w miejsce nad lewą skronią.
- To co wczoraj?- spytała wręczając mi igłę.
- O nie, nie.- cofnąłem jej dłoń.- Ty już swoje zrobiłaś.- wskazałem na jej rękę.
Zdawała się być zbita z tropu.
- Nie zaśniesz. Moim sposobem. -uśmiechnąłem się i cmoknąłem ją w nos.
- Już się boję.
- Powinnaś.
(....)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz